
Gwardia znów “na styku”. Porażka w Kaliszu i trzeba czekać…
– Nie tak miał wyglądać ten wieczór… – tak lapidarnie zrecenzował występ w Kaliszu klubowy serwis Gwardii Opole. W starciu sąsiadów tabeli PGNiG Superligi zabrakło bardzo niewiele żeby wygrać, ale który to już raz w tym sezonie?
Zaczęło się obiecująco. Po 12 minutach opolanie po bramce Łukasza Kucharzyka prowadzili 7:2 i zmusili Pawła Nocha, trenera MKS-u Energi, do wzięcia czasu. Podziałało. Jego podopieczni rzucili trzy bramki z rzędu, lecz “Gwardziści” nie rezygnowali.
Dopiero następna szarżą kaliszan spowodowała kolejną przerwę w meczu, gdyż poprosił o nią Adrian Fiodor. Na tablicy stało już 9:9, lecz tę połówkę udało się wygrać. W 30 minucie zaatakował Noa Zubac i z wynikiem 11:12 obie ekipy poszły odetchnąć.
Początek drugiej odsłony był odwrotnością pierwszej. Tym razem w 12 minut gospodarze rzucili osiem goli, a nasi tylko trzy. Trzeba było odrabiać stratę (17:15), lecz zaporą nie do przejścia okazywał się kilka razy bramkarz MKS-u, Krzysztof Szczecina. Jedynie Mateusz Wojdan dawał radę i wszystkie jego próby lądowały w siatce.
Kiedy na tablicy zapaliło się 21:16, wydawało się, że jest po zawodach. Tymczasem jeden z lepszych w miejscowej ekipie, Michał Drej, w 48 minucie tak rzucił karnego, że trafił w twarz Jakuba Ałaja i został ukarany czerwoną kartką. Goście rozpoczęli “wyścig na dochodzenie”…
Końcówka okazała się prawdziwym horrorem dla Kalisza. Dwa wykluczenia po dwie minuty i 22:20 kazały już mu tylko drżeć o wynik. W 58 minucie ostatnią dla naszych bramkę rzucił Michał Milewski i rywal był tylko jedno trafienie z przodu. W ostatniej akcji meczu Roman Czyczkało doprowadził do remisu, ale faulował w ataku i komplet punktów został w Kaliszu.
Dzięki nim MKS utrzymał się już w elicie. Gwardia czekać musi na pozostałe rozstrzygnięcia tej serii gier, bądź ograć w Opolu w ostatniej kolejce MMTS Kwidzyn.
Energa MKS Kalisz – Gwardia Opole 24:23 (11:12)