
Jeśli nie da się wygrać… Stal Brzeg uszanuje remis z Lechią Zielona Góra
Tak to jest z tymi kubkami smakowymi. Jak się je dobrze połechta, to chce się żreć coraz więcej. Remis Stali Brzeg na własnym stadionie z Lechią Zielona Góra pozornie może rozczarowywać, gdyż ferajna Kamila Rakoczego, raczej się we wiosennych tańcach nie szczypała.
Każde zawody mają jednak swój niepowtarzalny scenariusz, czasem związany z absencją podstawowych graczy, więc jak się nie da wygrać… Znów lekiem na wszystko stał się Dominik Bronisławski, który po ręce w polu karnym, pewnie wykonał karniaka i zrównał niedaleko przerwy stan zawodów. Tak, ponieważ żółto-niebiescy od 28 minuty musieli gonić wynik.
Aleksandra Firka pokonał po dośrodkowaniu z kornera z pierwszej piłki Konrad Sitko. Bramkarz gospodarzy był generalnie jasnym punktem tej części gry. Warto w tym momencie dodać, że “Stalowcy” do sobotniego spotkania przystąpili bez pauzujących za kartki Bartłomieja Kulejewskiego, Grzegorza Ochwata, Radosława Bąka i Jakuba Czajkowskiego. Ponadto z kontuzjami zostali Michałowie Kuriata i Szymczyk.
Na prowadzenie udało się jednak wyjść. W 61 minucie niezawodny Bronisławski w swoim stylu zszedł do środka i uderzył nie do obrony, płasko z 20 metrów. Radość z takiego obrotu sprawy trwała zaledwie pięć minut. Drugi gol dla zielonogórzan padł także po stałym fragmencie gry. Tym razem do dośrodkowania z rzutu wolnego najpewniej wyskoczył i głowę przyłożył Przemysław Mycan.
To nie był taki mecz brzeżan, do jakich nas w tym roku przyzwyczaili, także z powodu braku optymalnego zestawienia. Do końca zawodów klarownych sytuacji do skasowania trzech “oczek” zabrakło. Jak się nie ma, co się lubi… Wydaje się, że Stal musi mieć komplet chłopa do kręcenia fajerwerków i ten punkcik musi po prostu uszanować.
Stal Brzeg – Lechia Zielona Góra 2:2 (1:1)
Bramki: Dominik Bronisławski 41 (k), 61 – Konrad Sitko 28, Przemysław Mycan 66