
Dwa sety do finału. Koncert ZAKSY z Perugią
“Ludzicha” kochają sport na najwyższym poziomie. Bez względu na dyscyplinę. Na półfinałowe starcie w Lidze Mistrzów Europy, Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn- Koźle – Sir Sicoma Monini Perugia, nikogo nie trzeba było zwoływać. W Hali Azoty szpilka miałaby problem ze znalezieniem sobie dobrego miejsca widokowego. A było na czym zawiesić oko!
Już pierwszy set wywołał euforię. To była ZAKSA przez duże “Z”, “A”, “K”, “S” i “A”! Już pierwsze piłki pokazały, że włoska robota może się w środowy wieczór kompletnie nie kleić. Przy stanie 7:3 Andrea Anastasi wziął pierwszy w tym meczu czas. Wszystko stało się po tym, a jak po doskonałej zagrywce Bartosza Badnorza, zablokowany został Wilfredo Leon.
Także Bednorz skończył akcję, po której gospodarze odpłynęli na 12:6, ale o kolejną przerwę szkoleniowiec przyjezdnych poprosił po doskonałej akcji Dmytro Paszyckiego, kiedy wyświetlacz pokazywał 16:9. ZAKSA grała jak z nut, Perugia miała wielkie problemy z przyjęciem zagrywek, a w końcówce seta została po prostu zmieciona z parkietu. W kontrataku pomylił się Leon, zaś z siedmiu setboli, pozytywnie wyszedł już ten drugi.
Solidnie poturbowany rywal stanął na nogi w secie drugim, choć to kędzierzynianie mieli premierową w nim piłkę setową. Wcześniej oba zespoły szły łeb w łeb, wreszcie po ataku Aleksandra Śliwki zrobiło się 24:23 i otworzyła okazja do wygrania tej partii.
Niestety. Następną piłkę źle dograł Bednorz, z kolei challenge wyjaśnił, że w kolejnej akcji Śliwka posłał piłkę w aut. Włosi za chwilę dobrze postawili blok i doprowadzili do remisu. Trzeciego seta “Trójkolorowi” znów fantastycznie rozpisali.
Po asie serwisowym Łukasza Kaczmarka odskoczyli na cztery “oczka” – 12:8. Dalszy rozwój wypadków przypominał tego pierwszego, jakże atomowego seta. W kluczowej piłce Śliwka schował ręce przy ataku Olega Płotnickiego i pięć okazji na zamknięcie trzeciego aktu stało się faktem. Nastąpiło to zresztą zaraz po tym.
“Żarło” dalej. Anastasi nie wytrzymał i przerwał te harce, zaraz po nabiciu przez Śliwkę bloku jego podopiecznych, no i oczywiście przerażającym 4:0 na tablicy. Przyjezdni zaczęli gonić. Kilka razy przebił się Kubańczyk Jesus Herrera, szarżował jak mógł Leon. Dogonili.
Włosi złapali naszych przy 15:14, po kontrze Kamila Semeniuka. Wówczas o kilka słów do drużyny zaapelował Sammelvuo. Podziałało. Ach, ten Bednorz! A to palnął z drugiej linii, a to złapał Jesusa, a to obił blok, a i “gwoździa” zasadził.
Przy 22:19 Paszycki zastopował Semeniuka i to był ten moment, i był ten czas. Powtórka tego układu nastąpiła już przy ostatniej akcji całego meczu. Wyciągnięte łapska Rosjanina zakończyły fenomenalny koncert ZAKSY.
6 kwietnia, w rewanżu, mistrze włoskiej SuperLegea ma sporo do stracenia, ale jeszcze więcej do odrobienia. Mistrzom Europy wystarczy wygrać w Italii dwa sety, żeby znaleźć się w wielkim finale.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Sir Sicoma Monini Perugia 3:1 (25:18, 24:26, 25:19, 25:22)