Odra w Łęcznej lekko, łatwo i przyjemnie… przegrała

Odra w Łęcznej lekko, łatwo i przyjemnie… przegrała

Zawody Odry Opole z Górnikiem Łęczna trochę nam “śmierdziały”. W dotychczasowych siedmiu spotkaniach spadkowicza z PKO Ekstraklasy padały maksymalnie trzy gole, zaś łęcznianie jak już przegrywali, to bardzo nieznacznie… jedną bramką.

 

No i to poszukiwanie pierwszego w nowym sezonie zwycięstwa, teraz z Odrą, po raz ósmy. To była także gra miejscowych o niewyrzucenie z roboty trenera Marcina Prasoła. Uderz zatem w stół!

 

Kiedy zaczynała się czwarta minuta, w lewym narożniku pola karnego pokiwał Ukrainiec Sergiej Krykun i przymierzył tuż przy prawym słupku. Dominik Kalinowski wyciągnął łapy jak mógł, ale nie sięgnął piłki i Górnik po raz pierwszy od startu rozgrywek objął prowadzenie.

 

Później na kameralnym obiekcie w Łęcznej świeciło głównie słońce, ponieważ zawodnicy obu drużyn dalecy byli od blasku. Ni stąd, ni zowąd, w 24 minucie, Maciej Makuszewski nadepnął tuż za linią pola karnego Daniela Dziwniela. Coś tam jeszcze oglądał VAR, ale stanęło na jedenastce, którą bardzo dobrze wykonał Damian Gąska.

 

W ostatnich sekundach doliczonego czasu pierwszej połówki, kiedy czajnik wył już na pobudzającą cokolwiek kawę, najlepszy na boisku Krykun, wturlał futbolówkę do siatki po raz trzeci. VAR znów szukał dziury w całym, ale w końcu na tablicy pojawiło się 3:0 i po 55 minutach(!) te męki pańskie się zakończyły.

 

Strony się zmieniły, a wraz z nimi obraz gry, ze wskazaniem na niebiesko-czerwonych. W 55 minucie przebłysk geniuszu pokazał wspomniany już “Maki”, który idealnie piętą obsłużył szarżującego Jakuba Szreka. Obrońca gości został perfekcyjnie skoszony przez Wiktora Łychowydkę i OKS dostał “karniaka”. Rafał Niziołek nie miał największych problemów z pokonaniem doświadczonego Macieja Gostomskiego i nasi w końcu złapali dech.

 

W 67 minucie musiał paść drugi gol dla opolan. Musiał! Gdyby wprowadzony 120 sekund wcześniej na zmianę Bartosz Guzdek nie podpalił się za szybko, mógł nawet zatańczyć przed ulokowaniem piłki w siatce. Będąc sam przed Gostomskim zrobił najgorzej, jak mógł, czyli strzelił od razu wprost w golkipera gospodarzy. To był ten moment, żeby pozostać na dłużej w tym meczu.

 

Nie dasz? Dostaniesz! Trzy minuty po tym wyczynie, kapitalnym wyrzutem z autu popisał się Damian Zbozień i Marcinowi Biernatowi nie pozostało nic innego jak tylko huknąć głową tuż przy słupku. Piękne trafienie i Odra znów usadzona na dechach!

 

Ekipa z Bogdanki bardzo umiejętnie zaczęła pilnować napakowanych solidnie wagoników. Wraz z upływającym czasem gasły zatem nadzieje ludzi Piotra Plewni na poprawienie tego fatalnego – co tu dużo mówić – rezultatu.

 

Jeszcze tylko Konrad Nowak przymierzył ładnie z dystansu, lecz Gostomski wyciągnął pięści. 20 minut dobrej gry, to w sobotę było zdecydowanie za mało, żeby odrobić straty z 45 minut, a co dopiero spotkanie wygrać.

 

(Pelek)