Odra – Wisła. Piłkarskie święto i “złoty gol”

Odra – Wisła. Piłkarskie święto i “złoty gol”

Cztery złote i 50 groszy zarobić można było u “buka” stawiając na zwycięstwo Odry Opole z Wisłą Kraków. Ograć po 45 latach klub, który ostatnie ćwierć wieku spędził w polskiej ekstraklasie i to jeszcze prowadzony przez byłego trenera reprezentacji Polski?

 

Lepszego rywala na przełamanie sezonowego falstartu niebiesko-czerwonym nie można było podłożyć. Jeśli dodamy do tego pełny stadion, co przy Oleskiej nie jest normą oraz zapełniony po brzegi sektor gości, to czegoż chcieć więcej. Czuć było piłkarskie święto i wielką piłkę.

 

Już w 14 minucie do siatki gości trafił Antoni Klimek i wielka szkoda, że był na pozycji spalonej. To był dobry okres gry ludzi Piotra Plewni, jednak wraz z upływem czasu, do głosu dochodzić zaczęli przyjezdni, którzy z każdą minutą zaciskali na gospodarzach coś w rodzaju pętli.

 

Efektem tego były seryjnie stwarzane sytuacje podbramkowe. Najbliżej otwarcia wyniku był w 32 minucie Mateusz Młyński. Odrze “zgasło światło”, kiedy jego strzał z lewej strony odbijał się od poprzeczki, a następnie od bramkowej linii. Swoje okazje mieli także Michał Żyro, Adi Mehremić, czy Kacper Duda. Wiślacy albo chybiali, albo łapał to bardzo czujny w piątek Dominik Kalinowski.

 

Pierwsze 45 minut udało się zatem przetrzymać i kto wie, co byłoby dalej, gdyby nie fatalne dla opolan otwarcie odsłony drugiej. Już 120 sekund po jej rozpoczęciu ekipa Jerzego Brzęczka dopięła swego. Strzał wspomnianego już Młyńskiego odbił się niefortunnie od Łukasza Kędziory i “stało się”, zaś nasz obrońca zaliczył deja-vu ze spotkania z Zagłębiem Sosnowiec.

 

OKS odpowiedział niemalże natychmiast. – Poprzeczka zadrżała po atomowym strzale Nowaka – relacjonował Twitter “Białej Gwiazdy”. Od tego momentu nasi mieli jakby więcej z gry, lecz przełomu w ich poczynaniach nie było widać. Wisła mocno trzymała kość na wagę trzech punktów, realizując skutecznie założenia defensywne.

 

W 85 minucie próbkę swych możliwości dał debiutujący w Opolu Maciej Makuszewski, który ładnie przymierzył z wolnego i sprawdził formę broniącego Mikołaja Biegańskiego. Na nic więcej “Oderki” nie było już tego wieczora stać. O porażkę z utytułowanym spadkowiczem nikt pretensji mieć nie będzie, jednak czwarta przegrana z rzędu, to już zupełnie inny temat i na inną, choć naglącą okazję.

 

(Pelek)