Pierwsze “koty” Uni Opole. Za płoty marsz!

Pierwsze “koty” Uni Opole. Za płoty marsz!

Tylko Adriana Adamek, kapitanka drużyny, zachowała pozycję, w której nie doszło do zmiany. Latem oprócz libero, w kadrze Uni Opole doszło do prawdziwej rewolucji personalnej.  

 

Ostał się oczywiście trener Nicola Vettori, ale on kilka dobrych tygodni spędził u boku Stefano Lavariniego, kiedy nasza narodowa pań biła się w mistrzostwach świata.

 

W zajęciach przygotowujących Uni do drugiego z rzędu sezonu w Tauron Lidze Vettori obecny był zdalnie i oczywiście duchem, zaś nad wszystkim czuwał Akis Efstathopoulos, jedyna zmiana powrotna w całym zespole.

 

Realizację marzeń o kolejną prolongatę do fazy play-off  (a może o coś więcej?) “Wilczyce z Opola” rozpoczęły od starcia we własnej hali z ŁKS-em Commercecon Łódź. Rozpoczęły… no właśnie.

 

Porażka w pierwszym secie do 15 mówi w zasadzie wszystko i rozwodzenie się nad nim nie ma zwyczajnie sensu. Drugie podejście w Stegu Arenie to już było coś, ale tylko do pewnego momentu.

 

Opolanki szybko wyszły na prowadzenie i regularnie punktowały 4:1, 10:6 i… trener gościn Alessandro Chiappini wziął czas. Nie, tego seta łodzianki nie mogły wygrać. To były “te”, choć w dużej mierze nowe “Wilczyce z Opola” i takie zawsze chcemy oglądać.

 

Kiedy stanęło na 15:11, wydawało się, że losy spotkania zostaną odwrócone i nie dojdzie do 0:2. Przyjezdne doprowadziły jednak do wyrównania, zaś bijąc 17 punkt, wyszły na prowadzenie. Nie oddały już go do końca tego rozdania i po końcowym “pa pa!”, zwyciężyły do 20.

 

Będzie ostatni? W tym miejscu ta opowieść musi przypomnieć, że ekipa z miasta Łodzi, to nie jest jakiś przypadek na damskich parkietach Volleyballa w Polsce. “Wiewióry” to krajowa czołówka (trzy razy brąz mistrzostw Polski z rzędu), a dwie poprzednie z nimi Uni okoliczności, zakończyły się porażkami 1:3. No i ta Valentina Diouf, MVP opolskiego meczu.

 

Trzeci set okazał się ostatnim. Niestety. Jego koleje losu były najlepszą promocją najwyższego w kraju poziomu rozgrywkowego. Prowadziły i odskakiwały jedne, to samo czyniły drugie. Kiedy na tablicy pokazało się 20:19, znów było pewne, że utytułowane rywalki tak łatwo skóry i tym razem nie sprzedadzą. 20:20 i czas dla Vettoriego…

 

Końcówka była popisem skuteczności i rutyny ŁKS-u, który rozjechał go 25:21. Pierwsze koty za płoty naszych, i tego się trzymajmy. Kto wie, czy na otwarcie nowej edycji nasze dziewczyny nie zagrały z przyszłym mistrzem Polski? Cieszy dobra dyspozycja Anastazji Kraiduby, która pozyskała dla Uni 18 punktów i powinna być liderką zespołu w następnych spotkaniach.

 

Drugi sezon na topie dla opolskiego “beniaminka”, to jak wydanie drugiej płyty w dyskografii wschodzącego rockandrollowca. Rożnie z tym bywało.

 

(Foniak)