Plastry marki Dawid

Plastry marki Dawid

Jakie to szczęście, że mamy Dawida Kubackiego, który podziałał jak plaster na polskie pomundialowe rany, posypane na dodatek solą 30-milionowej premii. Nie pozwolił nam zbyt długo pławić się w „porażce, która była sukcesem”, bo w przyzwoitym stylu został liderem Pucharu Świata.

 

Ilekroć słyszę nazwisko „Kubacki”, tylekroć przypomina mi się proroctwo, jakie w tatrzańskiej wiosce Ząb usłyszałem z ust Stanisława Strączka, skarbnika tamtejszego LKS: – Mamy tu takiego Dawida Kubackiego. Też zostanie mistrzem świata, zobaczy pan! To było 9 lat temu, a o Kubackim mało kto wtedy słyszał. I słuchać nie zamierzał, bo wszyscy chcieli słuchać o Kamilu Stochu, świeżutkim zdobywcy pucharu świata. Ja też zresztą właśnie po to pojechałem do tej najwyżej położonej wioski w Polsce (1013 m. n.p.m.) – aby się nasłuchać o Kamilu. W Zębie się wychował i nauczył skakać na górce usypanej własnoręcznie przez jego wuefistkę, Jadwigę Staszel.

 

Ząb to wioska hyrna, jak sami tam o sobie mówią. Lud honorny i uparty. Przed wiekami pierwsi w okolicy wypowiedzieli posłuszeństwo folwarkowi. „Tu halny wieje przez kawał roku, młodym głupoty z głów wywiewa, idź pan na wioskę, nikt przynapity nie chodzi” – usłyszałem w karczmie. Gdy Kamil wracał z pucharem do domu, wieś przyjęła go jak biskupa: banderia, opaska, czapka harnasia. Banderia to asysta wystrojonych po góralsku koni, a opaska to taki szeroki góralski pas, który dla harnasia jest tym, czym pas mistrzowski wagi ciężkiej dla boksera. A Dawid Kubacki mistrzem świata został cztery lata później. Potem już nie schodził z pudła. Jakie szczęście, że chciało mi się wtedy zapisać proroctwo

 

Stanisława Strączka. A dlaczego o tym przypominam? Może z powodu owych nieszczęsnych piłkarskich 30 milionów. Odnalazłem bowiem swój reportaż o Zębie z 2013 roku, a tam takie jeszcze słowa 66-letniego wówczas Strączka: – Za moich czasów skakało się za czekoladę, pomarańcze. A teraz każdy skucy, że chce dutków. Jak patrzę, ile się wydaje na piłkarzy, to mnie cosik biere. Więcej niż na całe polskie skoki idzie na przygotowanie stadionu dla piłkarzy.
Żeby na nim przegrali.

 

Nie zamierzam tu sugerować, że kadra poważnego kraju w środku Europy powinna grać za obiad i kompot, ale jednak takie słowa zmuszają do zadumy nad wysokością honorariów we współczesnym polskim futbolu. Strączek na swoich chłopaków zarabiał sam. Uczył ceprów jazdy na nartach na Gubałówce i gdy trafiał mu się bogacz, od razu go namawiał go na sponsoring. Za komuny wspomagał ich producent wózków dziecięcych z Częstochowy, ale nie gotówką, lecz wózkami. Pan Staszek sprzedawał je pokątnie na Podhalu i kupował na lewo narty przemycane przez Słoweńców, przyjeżdżających do Zakopanego na zawody.

 

Tu można zakończyć lekturę mojego felietonu, choć jeśli ktoś czeka na akcent polityczny, bo podobno ja „nie umiem inaczej”, to owszem, doczeka się. Ząb jest hyrny także politycznie. Nie lubią tu komucha i każdego, kto się z nim kojarzy. Gdy w 1995 roku Wałęsa toczył z Kwaśniewskim bój o prezydenturę, cała wieś stanęła za Lechem, bo wtedy jeszcze nie wiadomo było, że był też Bolkiem. Po policzeniu kart, okazało się, że jeden, jedyny mieszkaniec głosował jednak na komunistę. Wielu było podejrzewanych o zdradę i długo szukano zaprzańca, ale bez skutku.

 

Zbigniew Górniak