Rafał Niziołek: Walczymy o przyszłość. Po spadku dla wielu z nas nie będzie miejsca w pierwszej lidze

Rafał Niziołek: Walczymy o przyszłość. Po spadku dla wielu z nas nie będzie miejsca w pierwszej lidze

– Musimy używać nieco prostszych środków. Nie kombinujemy, wykonujemy proste schematy. Kiedyś więcej ryzykowaliśmy pod własnym polem karnym. W naszym położeniu nie możemy sobie na to pozwalać – mówi pomocnik Odry Opole, którego po remisowej inauguracji wiosny w Bielsku-Białej dociskamy w naszym stałym cyklu, rozmawiając o trudnym położeniu drużyny z Oleskiej 51.

 

Jakie odczucia po niedzielnym remisie w Bielsku-Białej z Podbeskidziem, którym Odra zainaugurowała pierwszoligową wiosnę?
– Mieszane – to na pewno. Z jednej strony fajnie, że w końcu zagraliśmy na zero i z tyłu jest czyste konto. Patrząc jednak na obraz gry, to wiadomo: Podbeskidzie nas zdominowało, mamy wiele do poprawy. Cieszymy się, że nie zaczynamy porażką. Teraz przed nami kolejne cztery wyjazdy, ten pierwszy punkt jest bardzo, bardzo istotny.

 

Jak chcieliście, by wyglądał ten mecz?
– Zamierzaliśmy od początku postraszyć trochę Podbeskidzie wyjściem do pressingu, ale rywal był tego dnia naprawdę dobrze dysponowany. Nie chcę nas usprawiedliwiać, lecz pamiętajmy, że był to tak naprawdę nasz pierwszy kontakt z naturalną nawierzchnią. Zwłaszcza w początkowych fragmentach mieliśmy problem z utrzymaniem się przy piłce, notowaliśmy szybkie straty. Bielszczan to napędzało, grali w przodzie kombinacyjnie. Widać, że to zespół, który na pewno aspiruje co najmniej do baraży.

 

Gdybając, na początku meczu to wy mieliście doskonałą okazję Bartosza Guzdka.
– Taka specyfika tej ligi. Podbeskidzie dominowało, a to my mogliśmy wyjść na prowadzenie i kto wie, jakby ten mecz się potoczył. Widać było, że z biegiem czasu nabieraliśmy trochę pewności, przystosowywaliśmy się do nawierzchni. To napawa optymizmem, ale wiemy, że możemy grać znacznie, znacznie lepiej. Niech ten punkt będzie taką trampoliną, byśmy przed kolejnymi meczami mieli na czym budować optymizm.

 

Dlaczego tak trudne jest przejście ze sztucznej na naturalną nawierzchnię?
– Na naturalnej trawie inaczej porusza się piłka, szybciej, jest bardziej miękka powierzchnia, nogi inaczej reagują na wysiłek meczowy czy treningowy. Cały okres przygotowawczy trenujesz albo w małych korkach, lankach czy szutrówkach, a tu musisz się dostosować, założyć na taką nawierzchnię długie wkręty. Mieliśmy dwie jednostki na trawie, w naszym Centrum Sportu. Treningi specjalnie były przesuwane na popołudniowe godziny, by murawa choć trochę zmiękła. Graliśmy trochę z pogodą na czas, ale w sumie niewiele to dało. Bez podgrzewania ta nawierzchnia jest tak twarda, że w sumie bardziej uważaliśmy, by nic sobie nie zrobić niż skupialiśmy się na sensownym treningu. Pogoda jest, jaka jest. Boiska będą teraz bardzo grząskie. Po przejściu ze sztucznej, gdzie jest twardo, nogi dostają od razu uderzenie. Było widać, że w końcówce kilku chłopaków zaczęły łapać skurcze. Teraz prognozy są sprzyjające, oby ten tydzień udało się w całości przepracować na naturalnej nawierzchni i to powinno mieć przełożenie na naszą dyspozycję. O przygotowanie fizyczne jesteśmy spokojni. Bardzo mocno przepracowaliśmy zimę – ale z głową, nie było to nie wiadomo jak szaleńcze bieganie bez piłki. Po pierwszym meczu widzę, że to nie będzie naszym problemem. Jeśli będziemy tak skonsolidowani w obronie – a w pierwszej rundzie nam się to zwykle nie udawało – to powinniśmy być w tej lidze drużyną groźną dla każdego.

 

Jak zimowało się w strefie spadkowej?
– Nie myśleliśmy o tym zbyt wiele, choć trener co chwilę przypominał nam, gdzie jesteśmy i jak dobrą robotę trzeba wykonać, byśmy z tego wyszli. Nie jest to komfortowa sytuacja, przed nami kolejne wyzwanie, któremu trzeba podołać. Mam nadzieję, że zespół został zbudowany na tyle, aby uciec nad kreskę.

 

Z drugiej strony, może łatwiej spędzić zimę w strefie spadkowej ze świadomością nożna na gardle, niż być na 13. miejscu i trochę się łudzić, że cię to nie dotyczy.
– Coś w tym jest. Wszystko w naszych rękach i nogach, wszystko nadal zależy od nas. Nie mamy się co oglądać na innych, śledzić, czy ktoś wygrał czy przegrał. To my musimy robić punkty, a wtedy drużyny będące przed nami będą musiały się martwić.

 

Zaczynacie wiosnę pięcioma wyjazdami, łącznie wiosną czeka was dziesięć. To kłopot?
– Nie zastanawialiśmy się nad tym, a po prostu przyjęliśmy do wiadomości, ile wyjazdów mamy przed sobą. Jesień pokazała, że nasze boisko też nie do końca było naszym atutem. Nie demonizujemy tego. Teraz na pewno ruszamy na tereny bardzo mocne, na mecze bardzo ważne dla nas. Sosnowiec, Sandecja, Resovia… To rywale, którzy kręcą się w naszych rejonach tabeli. A do tego było mocne Podbeskidzie i będzie mocna Wisła. Z pewnością przywiezienie z każdego z tych meczów choćby po 1 punkcie byłoby dobrą zaliczką. Z Bielska wyszło, mam nadzieję, że w Sosnowcu to pociągniemy, zapoczątkujemy serię bez porażki i będziemy się pięli, a miejsce spadkowe trochę się od nas oddali.

 

Rozmawialiście o tym, czy z Zagłębiem Sosnowiec zagracie już na jego nowym stadionie?
– Trochę tym w okresie przygotowawczym żyliśmy. Chcieliśmy zagrać na pięknym stadionie, przy dużej liczbie kibiców, ale niestety w Sosnowcu postanowiono inaczej. Przy naszym udziale zakończy się żywot Stadionu Ludowego i mam nadzieję, że dla Zagłębia nie będą to miłe wspomnienia, bo wywalczymy 3 punkty, zamkniemy ten obiekt jego porażką. Akurat tam zwykle dobrze nam się grało, nie przegrywaliśmy, ten teren nam leży.

 

Masz jakieś swoje ogólne wnioski, patrząc na pierwszą wiosenną kolejkę?
– Trochę jej oglądałem, nawet jadąc do Bielska zerkaliśmy na mecz ŁKS-u z Tychami. Widać, że drużyny, które wcześniej miały styczność z naturalną trawą, były na zgrupowaniach w Turcji – jak właśnie łodzianie czy Podbeskidzie – mają pewną przewagę. Ale ta liga jest wyrównana i pierwsza kolejka już pokazała, że każdy będzie walczył o swoje. Jeśli nie walorami czysto piłkarskimi, to na pewno postawi się fizycznie. Z każdym będzie trudno o punkty.

 

Czujesz, że po zimowych transferach drużyna jest silniejsza?
– To się dopiero okaże, ale wydaje się, że mamy mocniejszych zawodników przede wszystkim na bokach. Liczymy na Borię Galana, na powrót do zdrowia Maćka Makuszewskiego. To będzie wartość dodana. Jesienią skład był dobry, ale czegoś brakowało. Teraz popracowaliśmy sporo nad defensywą i mam nadzieję, że to przyniesie efekt. Przecież jeśli nie tracisz bramki, to już masz 1 punkt, a w ofensywie mamy na tyle jakości, że jesteśmy w stanie ugryźć każdego.

 

Pochwały za występ w Bielsku należą się Arturowi Haluchowi. Jesienią bramkarze Odrze raczej nie pomagali, teraz było całkiem odwrotnie.
– Trzeba oddać Arturowi, że zrobił, co no należy. Wykonał bardzo dobrą robotę, wybronił kilka sytuacji, w których równie dobrze mógł skapitulować. Mamy bramkarza. Jesienią trochę brakowało na tej pozycji szczęścia, a też nie pomagaliśmy chłopakom naszą grą w obronie. Była na tyle słaba, że bramkarze czasem niewiele mogli zrobić. Po okresie przygotowawczym Artur wiedział, że będzie jedynką. Mógł być pewny występu w pierwszym meczu, co dodało mu pewności. Oby jego zgranie z linią obrony było coraz lepsze, byśmy mogli często mówić o naszej defensywie w superlatywach.

 

Wszyscy w Opolu liczą na Galana. Co Hiszpan wniesie do waszej ofensywy?
– W sparingach pokazywał, że umiejętności techniczne ma na bardzo wysokim poziomie i potrafi w pojedynkę wykreować sytuację, z której można zdobyć bramkę. Taki zawodnik jest dla drużyny bardzo istotny. Wierzymy, że nam pomoże i będzie wartością dodaną. W ostatnim sparingu z Opawą, gdy graliśmy na śniegu, doznał lekkiego urazu i sztab nie chciał ryzykować jego występu na ciężkim boisku w Bielsku, by kontuzja się nie pogłębiła, ale teraz powinien być już brany pod uwagę i może już w sobotę zadebiutuje w Odrze.

 

Jak oczami zawodnika różni się Odra trenera Noconia od tej trenera Plewni?
– Na pewno nie jest tak, że trenera Noconia interesuje tylko defensywa. Jasne – sam był kiedyś obrońcą, zwraca sporą uwagę, jak zachowuje się linia obrony i cały zespół w fazie bronienia, ale sądzę, że poprawiliśmy też w przerwie zimowej sporo elementów w grze ofensywnej. Obyśmy to pokazali w kolejnych meczach. A porównując, to przeszliśmy do nieco prostszych środków. Nie kombinujemy, wykonujemy proste schematy, a one są w piłce nożnej bardzo istotne. Teraz, w naszej sytuacji, jakieś różne kombinacje niekoniecznie mogłyby przynieść efekt.

 

Czasem trzeba po prostu zagrać długą piłkę?
– Kiedyś ryzykowaliśmy pod własnym polem karnym więcej. Teraz, w naszym położeniu, nie możemy sobie pozwalać na jakieś głupie straty. Ich było jesienią na tyle dużo, że już wystarczy. Musimy trochę uprościć grę, ale przejmując inicjatywę, też jesteśmy w stanie pokazać, że stanowimy drużynę potrafiącą grać kombinacyjnie. Dlatego liczę, że trochę jakości wkrótce też zaprezentujemy.

 

Trudno przestawić się z walki o awans, o baraże, którą toczyliście rok temu, na bój o utrzymanie?
– Jest zderzenie. Tamtej wiosny wygrywaliśmy na ŁKS-ie 4:0, a teraz musimy się oglądać, by nie ugrzęznąć w czerwonej strefie. Piłka jest nieprzewidywalnym sportem. Mentalnie na pewno trzeba się przestawić i zdać sobie sprawę, że będzie to ciężka walka. Czasem umiejętności piłkarskie muszą zejść na dalszy plan.

 

Dla ciebie walka o utrzymanie w pierwszej lidze to nie pierwszyzna. Zdarzyła się już w Odrze, zdarzała – z różnym skutkiem – w MKS-ie Kluczbork. Gdyby porównać na papierze tamte zespoły MKS-u z dzisiejszą Odrą, to widać, jak bardzo rośnie w pierwszej lidze skala trudności.
– Też tak uważam. Co powiedzieć… Sytuacja z poprzedniego sezonu trochę nas uśpiła, a liga jest coraz mocniejsza, przez co wylądowaliśmy w takim miejscu. Teraz musimy już brać to, co jest, a nie wspominać. Mamy 1 punkt do wyjścia ze strefy spadkowej, jesteśmy blisko, sporo meczów przed nami, drużyna posiada umiejętności i jakość. Wszystko zależy od nas. Nasz sztab na pewno nie dopuści, byśmy pomyśleli, że jesteśmy piłkarze. Od pierwszych meczów mamy przede wszystkim zostawiać na boisku dużo zdrowia. To ma pomóc przynieść efekt.

 

Z ośrodka treningowego na Północnej dobrze widzicie, jak rośnie nowy stadion. Chyba nic nie bardziej nie motywuje ciebie – zawodnika od lat związanego z klubem i regionem. Być w Odrze jak najdłużej, doczekać tego momentu, aż obiekt zostanie otwarty.
– Budujący się stadion to dla nas dodatkowa presja, by zostać na poziomie pierwszej ligi. Spadek oznaczałby trochę turbulencji w klubie, atmosfera wokół niego znacznie siądzie. A przecież rozwija się, tak jak rozwija się infrastruktura, jest chęć przyciągania nowych kibiców, w czym pomoże nowy stadion. Musimy wynikami doprowadzić do tego, by kibic chciał chodzić na Odrę, wspierać klub. Ciężki czas przed nami, ale jesteśmy świadomi tej sytuacji i wiemy, jak z niej mamy wyjść. Obyśmy nie zawiedli kibiców, a przede wszystkim samych siebie. Każdy z nas walczy o swoją przyszłość. Spadek będzie oznaczał, że część z nas, zawodników, już na tym poziomie nie będzie miało swojego miejsca. Pierwsza liga albo w Odrze, albo nigdzie. Grając dobrą rundę możemy udowodnić, ze jesteśmy pierwszoligowcami, nasza przyszłość będzie klarowniejsza.

 

Ostatnio o utrzymanie częściej walczył Kluczbork niż Odra. Teraz jest odwrotnie. Zerkasz na to, co dzieje się w trzeciej lidze z MKS-em?
– Śledzę cały czas wyniki, sparingi. Za MKS-em dobra runda. W poprzednim sezonie walczył o utrzymanie, końcówka była bardzo dobra, w czym zasługa trenera z Kluczborka, mojego kolegi Tomka Chatkiewicza. Życzę chłopakom jak najlepiej, trochę zmieniła się polityka klubu, buduje się coś bardziej trwałego niż tylko na tu i teraz. Kadra jest nieco stabilniejsza, to daje efekty, większa jest ciągłość pracy. W tym sezonie liczę na spokojny środek tabeli. W przyszłym niech MKS zakręci się koło 5-6. miejsca… Naprawdę wierzę, że z biegiem czasu pojawi się szansa powrotu na szczebel centralny. Żal tych wszystkich ostatnich straconych lat.

 

W Kluczborku podpytują, czy kiedyś wrócisz na stare śmieci?
– Gdy tylko mam kontakt z prezesem czy kimś z klubu, to padają takie pytania. Na razie jestem w pierwszej lidze i chcę zostać tu jak najdłużej, dopóki będę czuł z tego radość. Oby przede wszystkim dopisało zdrowie. Już wystarczy tych kontuzji. Nie chcę deklarować czegokolwiek. Słowami można rzucać na prawo i lewo, a nie wiemy, co przyniesie przyszłość.

 

Waldemar Sobota nie wrócił, wybrał futsal.
– Na Waldka mocno wszyscy liczyli, były telefony, rozmowy, ale obrał inną drogę. Kiedyś powiedział, że skończy karierę w MKS-ie, a dziś wiemy, że raczej tak się nie stanie. Trzeba uważać na słowa.

 

Dlatego oficjalnej obietnicy, że Odra utrzyma się w Fortuna 1. Lidze, nie wymagam.
– Nie ma co jej składać, ale oczywistym jest, że zrobimy wszystko, aby tak się stało. Czy na tyle starczy umiejętności i okażemy się na tyle zgranym zespołem? Wierzę bardzo, że tak. I na tym zakończmy.

 

Rozmawiał Maciej Grygierczyk (katowicki „Sport”)