W cieniu mundialu PSG Stal pomęczyła się z GKS-em
GKS Katowice w Nysie nie był faworytem, choć w tabeli Plus Ligi obie ekipy dzieliły tylko cztery punkty. Należało spodziewać się pewnych kłopotów, tym bardziej, że rywal PSG Stali w mecz wszedł znakomicie.
W pierwszej partii na pierwszy plan wybijał się atakujący Jakub Jarosz. Goście cały czas wysoko prowadzili, a miejscowi sprawiali wrażenie, jakby cały czas mieli w głowach Roberta Lewandowskiego i karnego, który koncertowo spartolił na mundialu. 21:25 nie mogło więc zbytnio dziwić.
Bardzo podobny scenariusz dominował także w drugim secie. W nyskiej ekipie brak było zdecydowanego lidera, który swoją postawą dałby kopa kolegom. Do tego wszystkiego doszło kilka błędów własnych, także blokiem i katowiczanie pewnie wieźli kilka punktów przewagi.
Końcówka należała jednak do nysan, którzy zerwali się i ruszyli w pościg. Wyraźnie rozgrywali się Wassim Ben Tara i Jakub Abramowicz. Nasi odrobili więc wszystkie straty, lecz polegli w grze na przewagi 24:26. Wszytko skończył równo grający tego dnia Marcin Kania. No, nie tak to miało być panowie, nie tak…
Trzecia partia ani przez chwilę nie śmierdziała “ostatnim”. Gospodarze ewidentnie wzbijali na wyższe obroty. Ben był już porządnie rozgrzany, a i koledzy przekalkulowali, że to Argentyna ma zero punktów, a nie Polska i odeszli na 14:9. Nie dało się już tego nie wygrać. 25:17 i “Stalowcy” zgłosili, że mecz to może być długi.
Partia nr 4 zaczęła się od 4:0 i w takim dystansie ludzie Daniela Plińskiego cały czas poruszali się w kierunku tie-breaka. Obok Tary robotę robił Zouheir El Graoui i gospodarze pewnie odpracowali seta do 21. Loteria wymian w piątym akcie widowiska przypominała rzucanie monetą.
Po wideo weryfikacji Ślązakom udało się odejść na 13:10 i już tego nie puścili. Przedostatnią piłkę załatwił im bardzo dobry tego wieczora Belg Tomas Rousseaux, a finałową zdobyli po błędzie Kento Miyaury. 2:3 i chyba jednak rozczarowanie w Hali Nysa.
(Foniak)