Czesi się postawili. ZAKSA wygrała na inaugurację Ligi Mistrzów

Czesi się postawili. ZAKSA wygrała na inaugurację Ligi Mistrzów

Czeski CEZ VK Karlovarsko, starzy znajomi z włoskiego Itas Trentino oraz belgijski Decospan VT Menen. To rywale ZAKSY Kędzierzyn-Koźle w fazie grupowej Ligi Mistrzów Europy.

 

Na inaugurację edycji 2022/2023 mistrzowie Europy podjęli w Hali Azoty ekipę naszych południowych sąsiadów. Faworyt był tylko jeden, zważywszy fakt, że “Trójkolorowi” rozpoczęli właśnie bój po trzeci tytuł z rzędu.

 

Początek pierwszego seta należał do kędzierzynian, którzy szybko ułożyli karty 5:1. Od razu uprzedzimy, że Czesi ani razu w nim nie prowadzili. Na domiar złego popełniali sporo błędów serwisowych. Także błąd, tyle że techniczny, zamknął to rozdanie 25:22. Skuteczni w ataku byli Aleksander Śliwka i Łukasz Kaczmarek. Dobrze blokował Twan Wiltenburg. W ekipie rywali najlepsze wrażenie robił atakujący  – Estończyk, Martti Juhkami.

 

Serwis nie był w środę najmocniejszą stroną rywala. Co wyszli na prowadzenie, to za chwilę sami je oddawali. Mimo tego w drugim secie długo utrzymywał się wynik remisowy, a obie ekipy szły punkt za punkt. W końcówce dwie znakomite blokady zastosował Dmytro Paszycki, a wszystko skończył Śliwka. To już było bardziej przekonujące. 25:21 i 2:0, czyli de-facto tak, jak miało być.

 

Ludzie Jiriego Novaka tanio skóry nie zamierzali jednak sprzedać. Trzecia partia, to był naprawdę obustronny ogień. Gdyby pochodzili z jednego okopu, to szliby razem ramię w ramię, krok w krok. Oglądaliśmy także korespondencyjny pojedynek Kaczmarek  – Kewin Sasak. Urodzony w Dębicy zawodnik zbijał jak z nut. Czesi cały czas byli o jedno “oczko” z przodu, ale od czego jest wyrafinowanie mistrza?

 

Jasny sygnał poszedł w świat, kiedy na tablicy zaświeciło 20:18. Sygnał, że tego wieczora chyba szybciej pójdziemy spać. Wszystko zaczęło się jednak przeciągać. Dwa autowe ataki Kaczmarka i Śliwki – akurat w takim momencie(!) – i setbol dla gości. As serwisowy Olka uratował sytuację, rozpoczęła się gra na przewagi, a Tuomas Sammelvuo poprosił o czas. Po błędzie serwisowym Śliwki dzieła na 2:1 dopełnił Łukasz Weise i trzeba było zamówić kawę.

 

Jeśli nie wygrywasz 3:0… Drużyna z Karlowych War była ewidentnie podkręcona i kto wie, jakby to się wszystko potoczyło, gdyby znów fatalnie się nie myliła. A i tak w secie, którego miało nie być, cały czas była z przodu. 15:12 wyglądało już niepokojąco. Wtedy kapitalnie blokować zaczął Marcin Janusz i udało się doprowadzić do remisu po 16.

 

Kiedy dwa punkty o sobie pozyskał Adam Zajicek, należało jak najszybciej przerwać ten czeski film. W samej końcówce przyjezdni prowadzili już 20:17, lecz głownie dzięki Adrianowi Staszewskiemu, nasi skorygowali wynik na 21:21. Zaczęła się kolejna tej nocy już jazda 24:24. Na szczęście niedługa. As serwisowy fenomenalnego na finiszu Staszewskiego (MVP zawodów) skończył te męki 26:24 i całość 3:1.

 

(Foniak)