Do Kataru bez All Inclusive

Do Kataru bez All Inclusive

Siedem lat więzienia za seks pozamałżeński, pięć lat za podrywanie kolegi przez kolegę, a wódeczność nie dość, że piekielnie droga, to tylko w izolowanych miejscach, do tego nie wolno wyjść pijanym na ulicę. Zastanawiam się, jak mistrzostwa w Katarze przeżyją kibice Anglii, słynni z nieomal otwartego celebrowania przynajmniej dwóch spośród trzech wspomnianych wyżej namiętności. 

 

Wyjazdowe All Inclusive wysokogatunkowego angielskiego kibola obejmuje: bar, stadion, bar, agencję towarzyską, bar, zbiorowe opuszczanie spodni, znowu bar, bójkę uliczną, a w wersji „premium” jeszcze demolkę hotelu i pobyt w areszcie. Jak to wszystko zaliczyć w muzułmańskim kraju, gdzie kobietom nie wolno odsłaniać twarzy, a policja nie bawi się w żadne ostrzeżenia – pierwsze, drugie i trzecie? Na dodatek jeździ radiowozami marki porsche, co samo w sobie musi być dla konsekwentnego kibola deprymujące, bo jak tu napaskudzić w takiej bryce?

 

Jedyny ratunek dla rasowego chuligana, który nagle poczuje się w Katarze niczym Marta Lempart podstępem zaciągnięta na pielgrzymkę, to pomodlić się o błyskawiczne niewyjście z grupy, aby móc jak najszybciej udać się do domu i już w samolocie odpracować swój ramadan z nawiązką. Kto wie, może nawet z przymusowym międzylądowaniem gdzieś w Rzymie lub Frankfurcie i wizytą na pokładzie panów w czarnych kominiarkach.

 

Do kogo się pomodlić? Najlepiej do Allacha, wszak to jego terytorium. I tu docieram do sedna felietonu. Bo ile byśmy nie wyrzekali na zamordyzm obyczajowy i religijny panujący na Półwyspie Arabskim, którego ocenę w oczach Europejczyków nie rozmiękczy żaden mundial (choć łapówka za mundial już tak), to skoro zdecydowaliśmy się jechać tam w gości, uszanujmy zwyczaje gospodarza. Na tym polega nie tylko przereklamowana tolerancja, ale przede wszystkim zwyczajna uprzejmość.

 

Ja wiem, że Katar nie wypoleruje mundialem swojego wizerunku. Podobnie jak cztery lata temu nie wypolerowała go Rosja, bo to tak, jakby gangster zapisał się do biblioteki i nosił pod pachą książki Olgi Tokarczuk. Mam też świadomość ofiar śmiertelnych, jakie pochłonęło budowanie stadionów na pustyni (choć nie ufałbym idącym w tysiące szacunkom). Ale skoro jako Zachód już się na ten Katar zdecydowaliśmy, to go jakoś godnie przechorujmy. Podobno ten zwyczajny przechodzi po tygodniu. Byłby to prognostyk dla reprezentacji Anglii? A dla naszej?

 

Zbigniew Górniak