Mój piłkarski Hugo boss

Mój piłkarski Hugo boss

Jeszcze się mundial nie rozkręcił na dobre, a ja już mam swojego idola. Nie jest to miłość tak namiętna, jaką żywiłem do Maradony, ale chętnie klęknąłbym przed moim nowym faworytem na jedno kolano z respektem.

 

Klęknąłbym, gdyby ten gest nie został tak ostatnio skompromitowany przez samych piłkarzy. Mój bohater nazywa się Hugo Lloris i jest kapitanem reprezentacji Francji. Nigdy go wcześniej nie widziałem na oczy, nie mam pojęcia, w którym gra klubie i na jakiej pozycji. Nie wiem nawet, czy potrafię poprawnie wymówić jego nazwisko. Wiem jedno: Hugo odmówił założenia tęczowej opaski kapitańskiej na mistrzostwach w Katarze, zanim zadecydowała o tym FIFA. I dlatego jest dla mnie boss. Hugo boss!

 

Nie, żebym był wrogiem miłości męsko-męskiej, niech sobie każdy gra, do jakiej pragnie bramki. Jestem wyłącznie skromnym przeciwnikiem narzucania komukolwiek jakiejkolwiek ideologii i promowania na siłę seksualności. A tym właśnie jest nakładanie tęczowej opaski na rękę na stadionie wypełnionym widzami po korek. Promować seksualność to można w klubie Go-Go lub na portalu randkowym.

 

Niedawno w innym miejscu napisałem, że w sztuce coraz mniej ostatnio artystów, za to coraz więcej aktywistów. I to, niestety, przelazło na sport. Zamiast goli – klękanie, bo black lives matter. Zamiast brawurowych rajdów po skrzydle – demonstrowanie tęczy. Zamiast gryzienia trawy – zasłanianie ust na znak protestu przeciwko czemuś tam. Same gesty, puste, śmieszne, żałosne…

 

Trochę jak za komunizmu, kiedy sport też był zideologizowany i upolityczniony, tyle, że wtedy nikt przynajmniej nie wymagał od piłkarzy zapisywania się do partii i grania w koszulkach z podobiznami Lenina i Marksa. Owszem, futboliści mieli lewe etaty przodowników pracy socjalistycznej: górników, hutników, stoczniowców, które pozwalały im godnie żyć i zajmować się sportem, ale przynajmniej w politykę nikt ich na siłę nie pakował. Dziś neomarksizm nadrabia tamto zaniedbanie. Z tym, że wędzidło – ten kawałek metalu wkładany koniowi do pyska, aby lepiej nim powodować – obszyte jest eleganckim pluszem. Pewnie dlatego, że implanty piłkarzy kosztują fortunę.

 

Tak więc Hugo Lloris rządzi, a jeśli chodzi o gesty, to dla mnie prawdziwymi bohaterami są piłkarze Iranu, którzy nie zaśpiewali hymnu na znak protestu przeciwko islamskiemu reżimowi w swoim kraju. Bo oni do tego kraju wrócą i tam mogą być skróceni o głowę. A jak się gra bez głowy, to już nam pokazali Polacy w swym pierwszym meczu z Meksykiem.

 

Zbigniew Górniak