Kamil Rakoczy: W tak trudnej sytuacji jeszcze nie byłem

Kamil Rakoczy: W tak trudnej sytuacji jeszcze nie byłem

Jak brzmi diagnoza słabej jesieni? Czy trudno było namówić na grę w ostatnim zespole trzecioligowej tabeli zawodnika, który jeszcze w maju świętował w Chorzowie wygrane baraże o pierwszą ligę? Ilu jeszcze wzmocnień należałoby dokonać? Dlaczego łatwiej walczyć o awans niż utrzymanie? Czy drużyna z dna może grać atrakcyjnie? Jak pracuje się w Brzegu? – Dziś w naszym stałym cyklu „dociskamy” Kamila Rakoczego, szkoleniowca brzeskiej Stali.

 

Jeszcze w maju świętował w Chorzowie awans do pierwszej ligi, teraz ma pomóc uratować dla Brzegu ligę trzecią. Czy trudno było namówić na grę w Stali Bartłomieja Kulejewskiego, którego transfer ogłosiliście kibicom „pod choinkę”?
– To była kwestia szybkiej reakcji z naszej strony. Wiedziałem, że będzie wolnym zawodnikiem i czekaliśmy, aż rozwiąże kontrakt z Kotwicą Kołobrzeg. Cały czas byłem z nim w kontakcie. Z pewnością pomógł nam fakt, że jest u nas Mateusz Lechowicz, z którym zna się z Ruchu. Mógł trochę poopowiadać mu o moim warsztacie, atmosferze w klubie, oczekiwaniach. W drugiej lidze w Kotwicy przez pół roku nie grał, ale po rozmowie zrozumiałem całą sytuację. Ściągał go inny trener, z wizją grania, ale jeszcze przed sezonem dokonano tam zmiany i nie dostał praktycznie żadnej szansy. Pamiętam Bartka z Ruchu, jego umiejętności i stabilna gra robiły na mnie wrażenie. Jest uznaną firmą w naszym światku piłkarskim. Wierzę, że to będzie strzał w dziesiątkę i pomoże nam wiosną w realizacji celu.

 

To przypadek, że zimowe zbrojenia przed walką o utrzymanie zaczynacie od środkowego obrońcy?
– Nie, to przemyślane działanie. W prawie każdym meczu traciliśmy bramki, trzeba było wzmocnić linię defensywną, zaostrzyć tam rywalizację. Nikogo z tej formacji się nie pozbywamy, a zasilamy ją dodatkowym zawodnikiem, by nikt nie mógł być pewny miejsca w składzie.

 

Ilu jeszcze zawodników chciałby pan zimą pozyskać?
– Oprócz Bartka – trzech albo czterech. Szukamy bramkarza, bocznych pomocników oraz „dziesiątki”. To newralgiczne dla nas pozycje, na których musimy zwiększyć rywalizację. Jakość na treningach zmusiła mnie do podjęcia konkretnych decyzji kadrowych. Chcemy, by środowisko treningowe, dotąd niezbyt mocne, przypominało warunki meczowe i zawodnicy mogli się rozwijać.

 

Trudno negocjuje się z potencjalnym nowym zawodnikiem, będąc na dnie tabeli?
– Nie da się ukryć. Część po prostu się tego boi – że idąc do drużyny z ostatniego miejsca może się to dla nich źle skończyć. Jak jednak pokazał już pierwszy transfer, niektórzy mają jaja, nie obawiają się, lubią wyzwania. Myślimy jeszcze o transferach zawodników właśnie tego pokroju. Zobaczymy, ile z nich wypali. Wszystko przed nami.

 

Rzeczywiście ktoś odmówił… ze strachu? I powiedział: – Trenerze, Stal jest ostatnia, nie, dziękuję?
– Takiego przypadku jeszcze nie było. Rozmawiałem ostatnio z chłopakiem o statusie młodzieżowca, odmówił choć jego ojciec był bardzo na „tak”, ale zadecydowały inne kwestie: trafi po prostu do mocnego klubu, walczącego w naszej lidze o awans.

 

Jakiego profilu piłkarzy Stal szuka pod kątem… życiowym? Zawodowców czy łączących grę z pracą?
– Przeróżnie. Najczęściej takich, którzy pracują, ale nie zamykamy się też na zawodników żyjących wyłącznie z piłki. To uzależnione od indywidualnych warunków, chęci. Nie zamykamy się na żadną opcję.

 

Położenie Brzegu – bliskość Dolnego Śląska, a nieco większa odległość od Górnego Śląska – to atut czy przekleństwo?
– Trochę przekleństwo. Jak wiemy, zawodników w województwie śląskim jest sporo. Z tego rynku można by ściągać chłopaków, ale przeszkodą są z pewnością kilometry. Co prawda jako Stal mamy swoją bazę mieszkaniową, ale gdy mieszkania zostają wypełnione, to robi się problem. Dojeżdżać do Brzegu ze Śląska – to jednak koszty. Wiem, że części zawodników po prostu nie byłoby na to stać z takich pensji, które my płacimy.

 

Ale pan trener dojeżdża?
– Codziennie z Bytomia. W obie strony trzeba liczyć łącznie trzy godzinki. Często wykorzystuję ten czas na rozmowy – czy to z moim asystentem Aleksandrem Mużyłowskim, bo podróżujemy razem, czy to na rozmowy telefoniczne. Już w listopadzie wiedzieliśmy, że musimy poczynić kroki transferowe, dlatego trochę telefonów trzeba było wykonać. Po drodze z pewnością jest co robić.

 

Mówi pan o nie najmocniejszym środowisku treningowym Stali. Co się pod tym kryje? Patrząc na sam „papier”, nazwiska – wydawałoby się, że ten zespół powinien uplasować się w środku tabeli, zamiast na półmetku ją zamykać.
– Obserwując to przez kilka miesięcy mojego pobytu w Stali, zdiagnozowałem, że środowisko, w którym trenujemy, jest po prostu zbyt słabe. Zawodnik przyzwyczaja się w tygodniu do pewnego standardu i potem w czasie meczu popełnia straszne błędy – bo jest inaczej niż na treningu, kiedy ma więcej swobody, a obok siebie zawodników o niższej jakości. To wszystko musi być wyrównane, tego trochę nam brakowało, dlatego musimy przemeblować kadrę. Jej trzon rzeczywiście jest dosyć mocny. Są zawodnicy w pełni spełniający oczekiwania, z których ani myślę rezygnować: Lechowicz, Czajkowski, Kuriata, Maj, Bronisławski, Celuch, do tego pasujący do tej ligi młodzieżowcy, jak Szymczyk i Podgórski… Oni mają odpowiedni poziom, musimy zrobić wszystko, by na rundę wiosenną byli w odpowiedniej dyspozycji. Wierzę, że wykaraskamy się z kłopotów i po sezonie będziemy szczęśliwi z utrzymania.

 

Gdy przychodził pan do Brzegu w miejsce Marcina Nowackiego, Stal miała 4 punkty po 5 kolejkach. W kolejnych 12 meczach zdobyliście ich ledwie 7. Czy był moment, w którym zdał pan sobie sprawę, że będzie aż tak trudno?
– Początkowo sytuacja nie była dramatyczna, ale w czasie rundy pogłębiały ją kontuzje – począwszy od Sypka, naszej kreatywnej „dziesiątki”, który wypadł już w pierwszym tygodniu mojej pracy, a to ktoś gwarantujący na przestrzeni rundy kilka otwierających piłek, kilka bramek. Wypadli też Ograbek, Leończyk, urazy nie omijały Podgórskiego. To, że nie mogłem korzystać ze wszystkich zawodników, wpłynęło na osiągnięty przez nas wynik. W kadrze Stali było też sporo osób mało doświadczonych na tym poziomie rozgrywkowym i nie dały sobie rady. Gdy ktoś sobie przeanalizuje, to zobaczy, że dokonywaliśmy w trakcie meczów niewielu zmian. Grała „żelazna” jedenastka i potem, w kilku ostatnich kolejkach, brakowało już sił – bo brakowało zmienników. Wszyscy w klubie są zawiedzeni, jak mało punktów zebraliśmy, ale takie jest życie. Trzeba sobie z tym poradzić i nastawić do kolejnej rundy optymistycznie.

 

W Polonii Bytom preferował pan ofensywny styl, z dwiema „dziesiątkami”. Czy teraz, mając inny cel, trzeba też dobrać do niego inne środki?
– Poukładałem sobie to już w głowie. Zawsze preferowałem styl ofensywny i to się nie zmieni – bo po prostu nie chcę zmieniać swojego DNA. Byłoby wbrew moim przekonaniom, gdyby Stal miała teraz grać piłkę mało atrakcyjną i skupiać się na obronie. To wszystko musi być wyważone – do tego dążymy, tak budujemy zespół, by miał ręce i nogi. Mam nadzieję, że przyniesie to pożądane efekty. Jest to ogromne wyzwanie, ale ja się go nie boję. Wierzę mocno, że w czerwcu będziemy zadowoleni z wyniku, który osiągnęliśmy.

 

Po 17 kolejkach macie 11 punktów i 4 punkty straty do bezpiecznego miejsca. Nie wierzę, że nie ma pan policzone, ile mniej więcej musicie zdobyć wiosną, by się utrzymać?
– Nie, naprawdę nie liczę. Liczę… na to, że w każdym spotkaniu będziemy walczyć o punkty. My już nie możemy przegrywać, a musimy jak najczęściej punktować za trzy. Taki będzie nasz cel od pierwszego meczu. Czy będziemy grać z faworytem, czy sąsiadem w tabeli – założenia nie mogą się zmieniać. Trzeba będzie co tydzień, od pierwszej do ostatniej kolejki, udowadniać, że walczymy o życie. W tak trudnej sytuacji jeszcze nie byłem. Zwykle z prowadzonymi przez siebie drużynami walczyłem o najwyższe cele. Ten obecny jest chyba najcięższy do zrealizowania, ale nie boję się tego i będę to powtarzał. To duże doświadczenie, które zbieramy wspólnie z zawodnikami. Oby mogło zaprocentować też w przyszłości.

 

Trudniej grać o awans – jak miał pan okazję w Bytomiu i z sukcesem w Radzionkowie – czy o utrzymanie?
– Trudniej o utrzymanie. Jest po prostu większa presja na zawodnikach. Niepowodzenie wiąże się ze spadkiem na niższy poziom, co może wiązać nogi. Gdy grasz o awans i się nie uda – po prostu zostajesz w tym samym miejscu, a życie toczy się dalej. Tu może nastąpić w klubie duży krach, być może brzeska Stal zniknie z mapy piłkarskiej, dlatego przed nami duże wyzwanie.

 

Mocne słowa. Rozumiem, że mowa o zniknięciu z mapy trzecioligowej, a nie całkowicie?
– Różnie w sporcie bywa. Nikt dziś nie wie, jak może potoczyć się sytuacja, czy i ilu sponsorów zostanie, kto będzie chciał się bawić w piłkę na niższym poziomie rozgrywkowym. Widzę jednak, że klub jest tak skonstruowany, iż to mało prawdopodobne. Raczej chcemy iść w drugą stronę – rozwijać klub, by w przyszłości móc pomyśleć nawet o walce o wyższy szczebel.

 

Czyli o drugą ligę – no, to brzmi już lepiej!
– Warunki w Brzegu są znakomite i pozwalają na to, by zespół grał wyżej. Ale organizacyjnie, sportowo, trochę jeszcze brakuje i nad tym trzeba pracować.

 

O ładnym stadionie każdy wie, ale jak na co dzień pracuje się trenerowi w Brzegu?
– Przy głównej płycie stadionu mamy jeszcze do dyspozycji boczne boisko, które jest w naprawdę dobrym stanie i nie mam prawa narzekać. W okresie zimowym mamy teraz jednak pewien kłopot. Do dyspozycji jest sztuczna, pełnowymiarowa murawa, ale już trochę wyeksploatowana i należałoby ją wymienić. Musimy sobie z tym poradzić. Słyszę, że do wymiany zostało jeszcze tylko pół roku. W niedługiej przyszłości będzie zatem idealnie.

 

To rzadkie w przypadku trenera ze Śląska, ale wrócił pan na Opolszczyznę. W sezonie 2016/17 prowadził pan Chemika Kędzierzyn-Koźle.
– Bardzo fajny czas. Chemik był wtedy w środku czwartej ligi, objąłem go bodaj w październiku. W klubie panowała dobra atmosfera, działacze byli poukładani, miało to ręce i nogi, ale spędziłem tam tylko trzy miesiące. Zatoczyłem koło, wróciłem na Śląsk. Otrzymałem ofertę z Ruchu Radzionków, a klubowi z taką renomą trudno byłoby odmówić – była to dla mnie szansa zaistnienia na trenerskim śląskim rynku. A z czasów Chemika pozostały kontakty, kilka znajomości, dzięki czemu nawet teraz można wymieniać się spostrzeżeniami. Niedawno poprosiłem jednego z poznanych wtedy trenerów o opinię o zawodnikach z czwartek ligi opolskiej, uzyskałem kilka nazwisk. To na pewno przydaje się w codziennej pracy.

 

Stal walczy o utrzymanie trzeciej ligi, a na czyj z niej awans trener postawi?
– Głównym faworytem – to się nie zmienia – jest bytomska Polonia.

 

Pański wieloletni pracodawca.
– Dysponuje chyba najlepszą jedenastką czy wręcz kadrą w tej lidze. Zrobi wszystko, by na koniec być na pierwszym miejscu. Rezerwy Rakowa też są bardzo mocne, jak pokazała jesień – nawet nie przegrali meczu. Mowa o poukładanym, topowym klubie, którego jednym z celów jest posiadać drugi zespół na szczeblu centralnym.

 

Trzecioligowa wiosna ruszy tradycyjnie w pierwszy weekend marca. Celujecie z formą na ten termin czy już tydzień wcześniej, gdy zagracie ćwierćfinał okręgowego Pucharu Polski z MKS_em Kluczbork?
– Dla Stali pucharowe rozgrywki są okienkiem na świat i wiem od działaczy, jak bardzo są dla nas ważne. Dla mnie oczywiście najważniejsza jest liga. Forma musi przyjść bezpośrednio na jej wznowienie. Puchar Polski potraktujemy oczywiście poważnie, ale nie będzie to sprawa życia i śmierci.

 

Rozmawiał Maciej Grygierczyk