Krokodyle opony Hawi

Krokodyle opony Hawi

Świat wstrzymał oddech. Hawi Racing Team, czyli klub, o którego istnieniu dziewięciu na dziesięciu nie słyszało, przyciął sobie szyderę i wylał krokodyle łzy na Urząd Miasta Opola. Dzieje się. Są nawet podejrzenia o działanie “przychylnych”. Powodem jest podział środków na sport jakie miejski Ratusz niniejszym ogłosił.  

 

Hawi to taki elitarny klubik, w którym zebrano zapaleńców skakania na motorkach po górkach w specjalizacji motocross. Dyscypliny tej nie można nawet nazwać niszową. Niszowe są na przykład skoki narciarskie, których nie ogląda się w 3/4 krajów Europy, a na świecie chyba tylko w Japonii. Takie porównanie powinno niewtajemniczonym pokazać miejsce tej poniekąd dziwnej kategorii sportowej.

 

Motocyklowa firma pana Andrzeja Hawryluka na arenach radzi sobie wręcz doskonale. Taka na przykład Patrycja Komko, wywalczyła tytuł mistrzyni… Czech. Imprezki FIM Hard Enduro czy Piknik Cross Country, to tylko niewielki obszar działania opolskich motocyklistów. Oczywiście są także mistrzostwa kraju, w których młodziutki reprezentant kadry narodowej, Patryk Kuleszko, zdobył wicemistrzostwo, ale konia z rzędem temu, kto obudzony o trzeciej w nocy, popędził by na darmowe mistrzostwa świata z jego udziałem. Sukcesów jest więcej i rzeczywiście na arenie ogólnopolskiej Hawi jest mocarzem.

 

Hawi z miasta kasy dostało równe sześc tysięcy złotych – wnioskowało o 50 koła. Kompletnie nie wiemy czy to dużo, czy mało i jakie są koszty działalności takiego tworu. Oglądając zdjęcia z zawodów nie można oprzeć się wrażeniu, że to nie są tanie rzeczy i tutaj żeby sobie “posportować”, trzeba mieć w czym i na czym. Kawałek bawełny, korkotrampki i piłka kosztują zapewne mniej niż sam kask takiego moto-warriora.

 

Dla naszej dyscypliny wsparcie 6 tysiącami zł nie powala, bo będzie to stanowić zaledwie ułamek całorocznego budżetu, a w praktyce starczy jedynie na zakup opon do motocykla na sześć imprez dla jednego zawodnika i to wszystko. Nie mniej traktujemy to jako pozytywny gest dobrej woli i powrót do normalności, za co dziękujemy – napisali na swoim “Fejsie” moto-beneficjenci. Pretensje Hawi udają się być wiec jak najbardziej uzasadnione, ale tu zaczyna się właśnie to “ale”. Ale kogo to do ciężkiej cholery obchodzi? Kogo to, że gdzieś tam przy Portowej ktoś postanowił potrenować przed wyścigiem o puchar Mongolii?

 

Straciliśmy nadzieję, bo uzyskiwane co roku wysokie wyniki sportowe przez naszych motocyklistów w Mistrzostwach Polski przez wiele lat nie przekonywały miejskich urzędników, co było dziwne i niezrozumiałe, a nawet można było domniemywać, że chodzi o stronniczość, protekcję, koneksje, kumoterstwo z jednej strony, a z drugiej o świadomą eskalację, czy inne niegodziwości. Teraz po 7-letniej przerwie otrzymaliśmy kwotę 12% z wnioskowanej dotacji i nas zatkało (…) – takie pierdoły wypisuje rozgoryczone Hawi (pisownia w oryginale).

 

Te 6 tysiaków z miasta to pierwsza taka dotacja od 2014 roku, więc i tak jest progres. Władze Opola kilka miesięcy wcześniej odmówiły klubowi wsparcia w organizacji “motorowych tańców na lodzie” granych w Toropolu, co uzasadniły znikomą popularnością wydarzenia. I bardzo dobrze! Po co ładować – nawet grosze – w coś, co rajcuje li tylko niebywale wąski krąg ludzi? W klubie Hawryluka tego i tak nie zrozumieją, ponieważ oni cały czas są w stanie wojny i nawet z tej skromnej dotacji na opony zrobili gówno-burzę.