Łukasz Gadzina: Na Opolszczyźnie jesteśmy najwięksi po Odrze

Łukasz Gadzina: Na Opolszczyźnie jesteśmy najwięksi po Odrze

Czy mimo zimy spędzonej na pozornie bezpiecznym 10. miejscu obawia się wyjazdowej wiosny i walki o utrzymanie w trzeciej lidze? Czy klub ma plan „B” na wypadek spadku? Gdzie cztery mecze w roli gospodarza rozegra drużyna? Dlaczego jego klub jest niczym duże przedsiębiorstwo? Czy sąsiedztwo plusligowej Stali to dla piłkarzy przekleństwo, a może błogosławieństwo? Na który z zimowych nabytków liczy najbardziej? W jaki sposób pozyskano zawodnika z Korei? Dziś w naszym stałym cyklu dociskamy prezesa Polonii Nysa. Miłej lektury!

 

Czy prezes Polonii Nysa jest spokojny w przededniu inauguracji trzecioligowej wiosny?
– Nugdy nie jesteśmy spokojni. Każdy mecz w tej lidze będzie trudny. W tym pierwszym Carina Gubin będzie chciała z nami wygrać, zrewanżować się za porażkę 1:4 w Nysie, ale liczymy na 3 punkty. Wiosną będziemy mieli utrudnione zadanie, niemal całą rundę rozegramy na wyjazdach, ale byliśmy tego świadomi od początku sezonu, więc żadna to niespodzianka. Wierzymy, że jak najszybciej zdobędziemy punkty, które dadzą nam poduszkę bezpieczeństwa.

 

Aż 13 meczów czeka was w roli gości, bo w Nysie trwa budowa nowego stadionu. Czego się można po nim spodziewać?
– To największy temat, jaki realizowany jest teraz w naszym mieście. Bardzo duży udział w tym, że w końcu ruszyła budowa, miał nawet minister sportu Kamil Bortniczuk. Nysa ma bardzo ładną halę widowiskowo-sportową, brakowało stadionu. Zachęcam, by wpisać odpowiednią frazę w Google i zobaczyć projekt. To pełna przebudowa. Ze starego stadionu została sucha ziemia, wszystko zostało wyrównane. Z tego, co wiem, wykonawca zaczyna od systemu nawodnienia. Potem powstanie murawa, aby trawa zdążyła się zakorzenić. Po bokach będzie można budować resztę. Bieżnię tartanową, trybuny z obu stron, małą dla kibiców gości, oświetlenie. Na tym bardzo nam zależało. Chcemy zwiększyć frekwencję, a trudno o to, grając w sobotę o 16:00. Wszystkie okoliczne drużyny z małych miejscowości też mają swoje mecze o podobnych porach, zatem kibic automatycznie wybiera swoją drużynę. Gdy zagramy o 19.00 czy 20.00, wszyscy zjadą po swoich meczach do Nysy na jakiegoś fajnego przeciwnika, jak Polonia Bytom. W takich okolicznościach można walczyć o frekwencję. Ale nim to nastąpi, czeka nas trudny rok. Otwarcie stadionu planowane jest na wiosnę 2024, więc nie tylko wiosną, ale też jesienią będziemy starali się poprzekładać nasze mecze na wyjazdy, by potem po otwarciu stadionu móc rundę rewanżową spędzić już w Nysie.

 

Jaki tej wiosny macie plan na pojedyncze mecze w roli gospodarza?
– Zagramy je w Grodkowie. To miejscowość oddalona od Nysy około pół godziny jazdy samochodem. Chcemy zrobić ukłon w stronę naszych kibiców, by nie utrudniać im dojazdu, a przy okazji mieszkańcy Grodkowa będą mogli zobaczyć piłkę na trzecioligowym poziomie. Mieliśmy kilka innych wariantów, ale uznaliśmy, że to będzie dla nas najlepsze rozwiązanie.

 

Co słyszał pan najczęściej od rywali, chcąc przekładać mecze tak, by jesienią grać w Nysie, a wiosną na wyjazdach?
– Z większością nie było problemów. Jedynie cztery kluby nie zgodziły się, by pójść nam na rękę, dlatego z Pniówkiem, dwiema drużynami z Gorzowa i Polonią Bytom zagramy w Grodkowie. Ale to ich prawo, nie musieli się zgadzać, na pewno analizowali, czy taka zmiana gospodarza im się opłaca. Każdy trener kalkuluje, czy warto grać trzy wyjazdy z rzędu.

 

Zimowaliście na 10. miejscu, z dorobkiem 21 punktów i siedmioma „oczkami” przewagi nad strefą spadkową. Jaki to dorobek?
– Po pierwszej rundzie pozostał niedosyt, ale liczymy na ty, że na tyle wzmocniliśmy i przygotowaliśmy drużynę do wiosny, by spokojnie sobie poradzić. W okienku transferowym spełniliśmy swoje założenia. Chcieliśmy ściągnąć zawodników lepszych od tych, których mamy. Szukamy jeszcze kogoś na jedną pozycję, ale w tym momencie w grę wchodzą już tylko zawodnicy wolni, z kartą na ręku.

 

Poprzedni pobyt Polonii w trzeciej lidze – sezon 2020/21 – skończył się zdecydowanym spadkiem. Czemu wtedy nie wychodziło, a teraz wychodzi?
– Tamten sezon był specyficzny, grany w pandemii, przez co nie mogliśmy liczyć na wsparcie naszych kibiców. To było dość odczuwalne. No i drużyna też była słabsza niż ta, którą aktualnie mamy. Uczyła się, nie miała doświadczenia na wyższym poziomie, z tego brała się spora liczba porażek poniesiona różnicą jednej bramki. Zakładaliśmy, że po awansie chcemy dalej grać ładną piłkę i niestety rywale potrafili nas za to pokarać.

 

Aby teraz było lepiej, trzeba więcej pracy, więcej pieniędzy?
– Pieniędzy – na pewno. Jesteśmy klubem, który mocno dba o finansowy aspekt. Jest u nas poukładany. Odkąd jestem prezesem, ani razu nie było problemów, nawet 1-dniowej obsuwy w wypłatach. To chyba jeden z nielicznych klubów, które przez ostatnie lata nie miały żadnej wtopy w terminowości zapłaty trenerom, zawodnikom. Nakłady finansowe w porównaniu z poprzednią przygodą w trzeciej lidze zwiększyły się.

 

Czy możemy operować na jakichś liczbach?
– Nie chciałbym w to wchodzić. Staliśmy się bardzo dużym klubem. Po Odrze Opole, strukturą, finansowaniem, organizacją, jesteśmy najwięksi na Opolszczyźnie. Mamy 16 drużyn, ponad 300 zawodników, około 25 trenerów na etatach. To jak duża firma, przedsiębiorstwo. Budżet stanowią poważne pieniądze. Na akademię, pierwszą drużynę, trzeba znaleźć na to finansowanie. Radzimy sobie.

 

Jak wiele gwarantuje wam samorząd, a ile pieniędzy do klubu zarząd musi przynieść z ulicy?
– Mamy olbrzymie wsparcie ze strony władz miasta, szczególnie burmistrza Kordiana Kolbiarza, który pomaga dobrą radą i pozytywnym nastawieniem. Dzielimy budżet na promocyjny, związany z miastem i gminą, oraz ten czysto sponsoringowy, oparty na prywatnych firmach, usługach sponsoringowych, sprzedaży reklamy. Mamy wiele drużyn, dlatego długo by wyliczać, jakie środki kierowane są na akademię, a jakie na pierwszy zespół. Startujemy w różnego rodzaju konkursach państwowych, ministerialnych, jesteśmy objęci Programem Certyfikacji Szkółek Piłkarskich PZPN. Z tego też są pieniądze. Próbujemy, gdzie możemy. Gotówka nie spada z nieba, trzeba się sporo napracować, by cokolwiek zdobyć.

 

To, co uderza po kieszeni nas wszystkich – inflacja, wzrost cen energii – mocno komplikuje też codzienność klubu?
– Trzeba się z tym liczyć. Teraz czeka nas praktycznie cały rok wyjazdów, dlatego same koszty transportu będą wysokie. Budżetując to, nie można myśleć o najbliższym tygodniu, a co najmniej półroczu. Trzeba pewne kwestie wyprzedzać. Nikomu nie jest łatwo, ale trzeba sobie radzić.

 

Polonia może chwalić się akademią. Na ile jej kształt jest dziś już docelowy, a na ile znajdujecie się w trakcie drogi do tego, jak ją sobie docelowo wyobrażacie?
– Budowa akademii to dla mnie proces na 10 lat. Choć może zbyt ambitnie do tego podchodzę…

 

Ile z tych 10 lat już za wami?
– Prezesem jestem od ponad czterech lat, akademia jest budowana około 5-6 lat. Wchodząc do klubu, mieliśmy cztery drużyny. Teraz jest 16, w każdej kategorii wiekowej – od skrzata po juniora starszego. W styczniu ruszyliśmy z tematem dziewczyn, chcielibyśmy, by za kilka lat funkcjonowały też zespoły dziewczynek, jest do tego klimat.

 

Duże akademie czasem stawiają sobie ambitne cele, związane np. z liczbą wychowanków w kadrze pierwszego zespołu czy zarabianiem na ich transferach. Czy podobnie jest w Nysie?
– Mamy plan, by docelowo pierwszą drużynę stanowiła w trzeciej lidze nawet połowa wychowanków. Tyle że nam już 11-, 12- czy 13-latków transferują do większych klubów, większych akademii. Ze Śląskiem Wrocław mamy podpisaną umowę o współpracy, która jest dobra i ją sobie cenimy. Chłopcy odchodzą też do Miedzi Legnica, Górnika Zabrze, Wisły Kraków, Zagłębia Lubin. Sporo jest zaproszeń na testy, zrobiliśmy kilka transferów, absolutnie się na to nie obrażamy. To może być dla nas tylko korzyść, jeśli jakiś zawodnik odejdzie, zrobi karierę i będzie mógł powiedzieć, że w piłkę uczył się grać w Nysie.

 

Rekrutacja do akademii sięga czegoś więcej niż tylko najbliższej okolicy?
– Ściągamy najlepszych chłopaków z powiatu, dojeżdżają też do nas zawodnicy spoza powiatu. Chcemy stworzyć coś w stylu SMS-u – klasę sportową, by sprowadzać chłopaków z zewnątrz. To nieodzowne. Jest plan, by ta klasa sportowa była w szkole średniej, połączona z siatkarzami. W Nysie są tradycje. Bartek Kurek, Piotrek Gacek – to chłopaki od nas. Musimy rozpocząć ten temat, choć jest ciężki, bo nigdy u nas nie funkcjonował. Ale najtrudniej zacząć, uruchomić tę klasę. Jak się powiedzie, to potem już pójdzie.

 

To, że Stal jest solidnym zespołem siatkarskiej PlusLigi, jest dla was w 44-tysięcznym mieście przekleństwem czy błogosławieństwem?
– Żadnym przekleństwem. Nie, nie, nie! Współpracujemy z prezesem Robertem Pryglem, uzgadniamy między sobą pewne tematy, jesteśmy zresztą na tym samym obiekcie. Nasze biura, szatnie, są w hali, tyle że po przeciwnych stronach. Mimo że Stal to jedna drużyna, w grę wchodzą ogromne pieniądze. To zawodowstwo w lidze ze światowego top3. Mamy historię i teraźniejszość, dobrych zawodników, jak Wassim Ben Tara.

 

Chodzi pan na PlusLigę?
– Zdarza się. O ile czas pozwala, idę na halę. Jeśli nie – oglądam w telewizji. To najwyższy sportowy poziom. Pamiętam początkową fazę sezonu i wygraną z Kędzierzynem w derbach Opolszczyźnie. W mieście było święto, my jeszcze dorzuciliśmy do tego zwycięstwo z Lechią Zielona Góra. Chwilę wcześniej wyeliminowała Jagiellonię Białystok z Pucharu Polski, a u nas przegrała 1:4. To był fajny weekend dla Nysy.

 

Łukasz Czajka już nie łączy roli trenera Polonii z posadą dyrektora. Dlaczego?
– Potwierdzam, że to nieaktualne. Pierwsza drużyna wymaga poświęcenia czasu i doszliśmy do wniosku, że rozdzielimy te funkcje. Trener Czajka zajmuje się wyłącznie trzecioligowym zespołem, w akademii mamy dwóch koordynatorów: od piłki 11-osobowej oraz grup certyfikowanych od skrzata i młodzika. Jest jeszcze dyrektor klubu Marek Byrski. Grał na poziomie, jest wychowankiem Wisły, był trenerem, bardzo dobrze łączy te sportowe tematy, ma odpowiednie podejście. Może docelowo zatrudnimy jeszcze kogoś, by trochę odciążyć Marka.

 

Wyobraża pan sobie, że stajecie się drugą siłą Opolszczyzny, z szansami awansu do drugiej ligi?
– Myślę, że tak. Kluczowy będzie ten sezon. Jeśli jako beniaminek spokojnie się utrzymamy, to rozejrzymy się za wzmocnieniami, by na przestrzeni najbliższych lat móc powalczyć o coś więcej.

 

To cel czy marzenie?
– W tym sezonie – ani jedno, ani drugie (śmiech). Kolejny też będzie ciężki, bo jesienią nadal nie będziemy mieli stadionu, nie wiadomo, jak poukłada się liga. Co roku chce awansować Polonia Bytom, a zawsze pojawia się ktoś inny. Ruch, rezerwy Zagłębia Lubin… Teraz najlepszą piłkę gra moim zdaniem Raków II Częstochowa. Dlatego musimy podejść do tego z głową, nie na hurra. Na hurra nic nie ma.

 

W Polonii większa jest grupa zawodników żyjących z piłki czy mających też życie zawodowe obok niej?
– Nie gwarantujemy takich zarobków, by ktoś żył tylko z tego. Może młode chłopaki, jeszcze studiujący… Są zawodnicy normalnie pracujący, łączący to z graniem w piłkę. Niektórzy działają przy akademii. Mamy wielu zawodników młodych, ale też np. Pawła Sasina.

 

Ponad 200 meczów w ekstraklasie.
– Chciałem takiego zawodnika. Wygraliśmy czwartą ligę opolską, mając w zasadzie najmłodszą w niej drużynę. Dlatego na trzecią ligę – pamiętając o tym, co było w sezonie 2020/21 – chcieliśmy dołożyć trochę doświadczenia. Paweł jest zawodnikiem fajnie trzymającym szatnię i sprawdza nam się, a na boisku też nie odstaje, mimo swoich 39 lat. Jest ode mnie rok starszy!

 

Jak wpadliście na taki pomysł?
– Współpracujemy ze Śląskiem, mamy sporo zawodników z Wrocławia, utrzymujemy dobry kontakt z dyrektorem Sztylką czy Paluszkiem. Wiedzą, że gdy wypożyczą nam chłopaka, który u nich się nie łapie, to u nas przy trenerze Czajce czy wcześniej Batorze mają jakość trenowania. A Paweł Sasin mieszka we Wrocławiu, wrócił tam, gdy wygasł mu kontrakt z Arką Gdynia. We Wrocławiu działa w akademii, gra u nas. To też pewne wyrzeczenia. Dojazd do Nysy z Wrocławia trochę zajmuje, to godzina dziesięć w jedną stronę.

 

Jaki zawodnik spośród sprowadzonych zimą może okazać się złotym strzałem?
– Mamy nadzieję, że wszyscy, którzy przyszli, udowodnią status wzmocnienia. Ja z pewnością trochę większą uwagę będę zwracał na Patryka Kapicę. To chłopak z Opolszczyzny, z Kędzierzyna, który wyróżniał się w czwartej lidze, gdy jeszcze graliśmy między sobą. Chcieliśmy rozmawiać, ale wkroczyła do akcji pierwszoligowa Sandecja Nowy Sącz i sprzątnęła nam go sprzed nosa. Na początku, u trenera Dudka, Patryk nawet grał. Potem była kontuzja, zmiana trenera – i zimą dostał sygnał, że nie do końca ma szansę na występy. Szybko wykorzystaliśmy sytuację, ściągnęliśmy Patryka. Młodzieżowiec, skrzydłowy. Mocno na niego liczę, podobnie jak na Staszka Hrebenia z Odry Opole.

 

Trochę zagranicznych ludzi przybyło.
– Ukraińców to my już liczymy jak Polaków! Ciekawym transferem jest Seungseong Kwon. Urodził się w Korei i taki ma paszport, grał w Japonii. Zadzwonił do mnie człowiek z województwa lubuskiego, współpracujący z zawodnikami z tamtych kierunków. Poprosił o możliwość przywiezienia trzech. Mieliśmy w styczniu gierkę wewnętrzną, dlatego się zgodziliśmy. Przyjechało trzech. Każdy – no piłkarz! Technika, dynamika, wszystko mieli. Ale w naszej trzeciej lidze może grać tylko jeden spoza Unii Europejskiej. Trener ocenił, że mamy deficyt na lewej obronie, dlatego zostawił Kwona na dalszą obserwację. Potrenował i wzięliśmy go, szybko się dogadaliśmy. Nie mówi po polsku, angielski ma w powijakach, dlatego na razie musi nam wystarczyć uniwersalny język futbolu.

 

Pucharowa porażka z Porawiem Większyce w próbie generalnej przed ligą mocno zaniepokoiła?
– Zadowoleni z niej nie jesteśmy. Spotkaliśmy się z radą drużyny, powiedzieliśmy, że w Gubinie mają okazję się zrehabilitować. Nie ukrywam, że chcieliśmy zajść w Pucharze Polski jak najdalej. Rok temu graliśmy w finale, trzy lata temu wygraliśmy i przeżyliśmy fajną przygodę, mogąc na szczeblu centralnym zmierzyć się z ekstraklasową Łęczną. Teraz na poziomie wojewódzkim się nie udało, zostaje nam liga, musimy jak najszybciej narobić trochę punktów.

 

Macie plan „B”? Ponowny spadek do czwartej ligi byłby tragedią?
– Byłby. Nie mamy planu „B” na czwartą ligę. Zawsze można to zakładać, w piłce nożnej różnie bywa. Ale trzeba się utrzymać, by w przyszłości móc walczyć o coś więcej.

 

Rozmawiał Maciej Grygierczyk (katowicki „Sport”)