MKS cisnął, dociskał, ale zwycięstwa nie wycisnął

MKS cisnął, dociskał, ale zwycięstwa nie wycisnął

To, że MKS Kluczbork nie wygrywa u siebie, to już wiedzą nawet u Mickiewicza i na Metalu. – Gramy jak dzieci – rzucił nam w przerwie jeden z fanów biało-niebieskich, obecny na odludnym już dawno Stadionie Miejskim.

 

Rywalem kluczborczan był tej soboty w dużej mierze wschodzący potencjał Chrobrego Głogów. Rezerwy pierwszoligowca bez najmniejszego problemu zeszły na przerwę prowadząc 1:0.

 

W 38 minucie akurat jeden z bardziej doświadczonych graczy rywali, Tomasz Wojciechowski, obrócił się w polu karnym i mimo wysiłków Jana Szpaderskiego, trafił gdzie trzeba.

 

Co było do tego czasu? Swoje okazje mieli Radosław Mikulski, Krzysztof Napora i chyba najlepszą, w 22 minucie Michał Płonka. Poprawnie dysponowany był jednak Bartosz Szefer, który dobrał dobry klej do rękawic.

 

Po zmianie stron ferajna Tomasza Chatkiewicza ruszyła z kopyta. Już w 54 minucie Dominik Lewandowski  sprawdził przyczepność poprzeczki, z kolei w minucie 60, jego próbę z boku Szefer złapał.

 

Najładniejszą akację całego meczu, i co najważniejsze, skuteczną, oglądaliśmy w 69 minucie. Na długi słupek zacentrował Marcin Przybylski, futbolówkę głową zgrał na 5 metr Adrian Błaszkiewicz, a Daniel Błędowski postawił kropkę nad “i”.

 

MKS-iacy zaczęli dwoić się i troić, ale czasami jak się bardzo chce, to nie bardzo wychodzi. Głogowianie wprowadzili do swych poczynań jeszcze trochę elementów totalnego antyfutbolu, grali na czas, ale kto broni?

 

Już w doliczonym czasie gry, kiedy Kluczbork dusił rywala jak kobra, kolejny raz w poprzeczkę wcelował Przybylski. Piłka odbiła się jeszcze od ziemi, goście odetchnęli z ulgą i padli po końcowym gwizdku jak pies Pluto.

 

(Pelek)