MKS tradycyjnie u siebie przegrał. Mamy na to lekarstwo

MKS tradycyjnie u siebie przegrał. Mamy na to lekarstwo

Tym razem z Rekordem Bielsko-Biała, po raz czwarty w tym sezonie i tyleż samo razy z rzędu.  Kluczborscy kronikarze mogą gonić mole z klubowych ksiąg i szukać takiej “passy”  MKS-u.

 

Seria kompleksu własnej trawy ma się zatem w najlepsze. Biało-niebiescy bez punktów w domu pozostają od 13 sierpnia, kiedy zremisowali z przeciętną Cariną Gubin. Od tego pamiętnego dnia, wszystko, kiedy odbywa się mecz przy Sportowej 7, idzie jak przysłowiowa krew w piach.

 

Kochani! Jak już przegrywać, to tylko na wyjeździe! To chyba taki głos na pustyni względem wykonawców futbolowej roboty w Kluczborku. Ale próbujemy. Uzasadnienie jest bardzo proste. Za wyjazdową wtopę nikt nie zruga, jak choćby taki jeden: – Za 2 tyg na dnie tabeli z tym trenerem.

 

No, trenera Tomasza Chatkiewicza, to akurat zostawilibyśmy w spokoju, ponieważ to nie on cztery razy po 90 minut nie potrafił wygrać w sprzyjających okolicznościach pachnącej lasem Stobrawy. Kiedy ratował d… przed postępującą jak gangrena degradacją, to był dobry chłop, co nie? Bez jaj. To było ledwie cztery miesiące temu.

 

Wracając do tematu zmory spotkań na Stadionie Miejskim, to sugerujemy po prostu grupowego psychologa. Żadna to ujma i wstyd, a konsekwencje, jakie z każdą porażką zbiera – uogólniając – klub, są bardzo przykre. Inni już to ćwiczyli i efekty były.

 

No, bo kto raczy ruszyć cztery litery na popisy grajków, którzy wszytko u siebie oddają? Jaki argument będzie miał klubowy marketing oferując karnetowe wejściówki? Czym do cholery chcecie ściągnąć i tak już chyba najwierniejszych, na sportowe widowiska z udziałem drużyny MKS-u Kluczbork?

 

Odpowiedź jest prosta, MUSICIE WYGRYWAĆ U SIEBIE! (Sorry za CapsLocka). Koniaczek?

 

Sobotnie zawody z “Rekordzistami”, którzy – było nie było – są wiceliderem tabeli, przypominały przepychankę po lepsze miejsce na wiecu. Kiedy arbiter ogrzewał już usta gwizdkiem, żeby dać obu ekipom odpocząć, goście przeprowadzili składną akcję, zakończoną celnym uderzeniem głową Marcina Wróbla.

 

– Mimo to goście są lepszą drużyna, z większą ilością sytuacji. MKS skupił się na szybkich atakach, jednak klarownej okazji nie mieliśmy – napisał w przerwie bardzo obiektywnie klubowy serwis, prowadząc całkiem fajną relację tekstową na “Fejsie”.

 

Gospodarze po zmianie stron nie rzucili się do szyi rywala, ale trudno też napisać, że się nie starali. W 50 minucie Adrian Błaszkiewicz trafił nawet do siatki, ale zdaniem sprawiedliwego – faulował. Kiedy na 2:0 dla przyjezdnych podwyższył w 60 minucie bardzo ładnym półwolejem Daniel Świderski, chyba mało kto z siedzących na trybunach wierzył, że da się to posprzątać.

 

Futboliści Rekordu cofnęli się i czyhali na “konterkę”, tyle że MKS-iacy jeszcze nie zrezygnowali. Wiatr w żagle mógł powiać jeszcze bardziej, gdyby najlepszy strzelec grupy III 3. ligi – Marcin Przybylski – wykonał jedenastkę tak, jak robił to do tej pory, czyli cztery razy bez pudła.

 

Tym razem po faulu na samym sobie się pomylił, uderzył słabo, z sygnalizacją i golkiper złapał piłkę. W 78 minucie nawet Bogowie podszeptywali, że MKS tego meczu nie wygra. Dobrą okazję miał jeszcze Krzysztof Napora, ale to byłby jedynie gol honorowy, bowiem bielszczanie przytomnie dowieźli zdobycze.

 

(Pelek)