![](https://opolskiesport.pl/wp-content/uploads/2022/11/314012267_612597520522366_8253751319326938005_n1.jpg)
Nie drażnić Mickiewicza! Będzin zdobyty, choć po ołowianym boju
Zanim do swoich zawodów w jedenastej kolejce Tauron 1. ligi przystępowali siatkarze Mickiewicza Kluczbork, bezczelnie na fotel lidera połakomił się Chemeko-System Gwardia Wrocław.
Kluczborskim “wolejbolistom” tylko w to graj. Pełna mobilizacja w celu odzyskania należnego im miejsca miała miejsce w Będzinie. Miejscowy MKS (coś na kształt MKS-u Kluczbork) marzył o tym, żeby wyprzedzić w tabeli osadę Mariusza Łysiaka.
Zmotywowani i chyba trochę podrażnieni kluczborczanie chcieli jak najszybciej rozwiać zapędy – jak mawia Dariusz Szpakowski – i jednych, i drugich. Pierwsze dwie odsłony przysporzyły gościom sporo kłopotów, ale dali radę.
Masakryczny set pierwszy przeciągnął się do gry na przewagi i zaczął trwać, trwa mać… O autografy na przedramieniu z długopisem w ręku można było ustawiać się do Janusza Górskiego, który skończył ostatnie dwie piłki i przerwał ten koszmar przy 27:25.
Pykanie w drugim podejściu, owszem i było, dopóki nasi za sprawą Mateusza Lindy nie zdystansowali się na 19:14. Później już poszło, choć ekipa Wojciecha Serafina jeszcze trochę pofikała. Z kluczowych momentów “twierdza Kluczbork” jednak wyszła bez odcinania fosy i – oczywiście Górski – zakończył seta na 25:22
Będzinianie wrócili jednak do meczu i nie pozwolili na “ostatniego”, a przy okazji szybki powrót do oglądania transmisji z mundialu. Słabszy moment kluczborczan dopadł ich w trzecim secie. Brandon Kopers oraz Mateusz Frąc robili co mogli, ale o 24:26 zadecydował błąd przyjęcia… Górskiego.
Układ tego, co działo się w czwartym akcie godny jest filmowców. Napiszemy tylko, że “Mickiewicze” prowadzili już 21:17 i wszystko poszło jak krew w piach. Niezwykle waleczni MKS-ascy najpierw to wszystko zrównali, a w pierwszym podejściu pod przewagi, za sprawą asa Frąca zakończyli 26:24. Niewiarygodne, a jednak prawdziwe.
Tie-break “oklepem” stał z obu stron, dopóki w ataku nie pomylił się Frąc. Zrobiło się 10:7, a chwilę później 11:7 dla przyjezdnych i otwarte pole do wyjechania ze szlabanów.
Nie, nie można już było tego skiepścić. W końcówce było momentami strasznie nerwowo, ale powrotny lider nie pozwolił wyszarpać wygranej, którą sam poczynił. Ciężkie jak ołów zawody z MKS-em Będzin (warto zanotować) zakończył błąd wystawy… Frąca.
(Foniak)