Wilczyce z Opola pogryzły mistrzynie Polski. I to boleśnie!
Generalnie, to starcie siatkarek Uni Opole z mistrzem Polski, było do tak zwanego “odfajkowania”. Hans – nie masz żadnych szans! Tymczasem kapitan Kloss otwiera kaburę i zaprasza na drugiego seta w Stegu Arenie.
Pierwszy – nieważny, gdyż zawsze można nie zauważyć pancernej brzózki. Za nią czaiły się bowiem Jovana Brakocevic-Canzian oraz Iga Wasilewska i ładowały odłamkowymi. Grupa Azoty Chemik Police prowadziła więc 1:0 po pewnym 25:17, ale… zaczęła mieć w Opolu kłopoty. Bardzo poważne – tak, tak!
Adeptki Nicoli Vettoriego zafundowały nam istne szaleństwo w odsłonie drugiej. Utytułowane rywalki przeszły w niej prawdziwy kombajn zdarzeń. Prowadziły nasze – prowadziły one. Gościny miały już nawet setbola, lecz blok Natalii Kecher doprowadził do gry na przewagi. Tę nerwóweczkę wygrała Anastasja Kraiduba – 28:26, czym doprowadziła do remisu.
W partii trzeciej znów wielkiej różnicy klas i tytułów widać nie było. Opolanki prowadziły korespondencyjny bój na krótkofalówki. Okopały się jedne, okopały drugie i nawalały się granatami. Jak na tabeli zawisło 20:20, trudno było podpalić jakiś lont. Lana, Vivian i Kinga grały jak natchnione, no i z małego problemu “chemiczne dziewuchy”, stykając na 23:25, dostały poważny materiał do analizy.
“Wilczyce” poczuły krew. Czwarte danie rozpoczęły gładziutko od 4:0. Czyżby w powietrzu czuć było woń klęski faworytek? Naszpikowane gwiazdami jak kaczka gryką rywalki przyjmowały dalej w kuper. 11:1 po ataku Kraiduby, to już był naprawdę łomot! Nie, tego nie można było już oddać, leżąc nawet. 18:8 na tablicy, więc i trzymany cały czas wielki dystans oznajmiał jasno: mistrza leją, panie i panowie!
Skończyło się to wszystko 25:14(!) za sprawą fenomenalnej we wtorek Kraiduby. Jedźcie do domu… – tak śpiewają na stadionach świata!
-> RAPORT