Odra ambitna do samego końca. Szkoda, że bez nagrody

Odra ambitna do samego końca. Szkoda, że bez nagrody

– To już nie ta Odra i nie ten ŁKS – padło na naszym forum, kiedy przypomnieliśmy, jak jeszcze w maju niebiesko-czerwoni gromili łodzian na ich terenie.

 

Wicelider Fortuna 1. ligi nazbierał w tym sezonie dwa razy więcej punktów niż nasz zespół. Cel ma jeden i nazywa się on PKO Ekstraklasa. OKS – wiadomo – ledwie wydobył się ze strefy spadkowej. Nic więc dziwnego, że goście od razu przejęli inicjatywę i już w 14 minucie prowadzili.

 

To musiało być nie raz ćwiczone. Pirulo, który dośrodkowywał piłkę z rzutu rożnego, zagrał prawie pod przeciwległy narożnik pola karnego. Ruszył do niej Kamil Dankowski i strzelił tak, że odbiła się ona najpierw od ziemi, nabrała wysokości i jakimś takim “kulemansem” wpadała za plecy Artura Halucha.

 

Rywal z wyższej półki zmuszał naszych do niedokładności w ofensywie, kontrolując w pełni boiskowe wydarzenia. Sam też jakby nie miał większej ochoty walić w bęben. W 29 minucie głową ładnie złożył się wielki Piotr Janczukowicz, ale uderzył nad poprzeczką. Ot wsio.

 

Nasi mieli jedną okazję. W 39 minucie na prawej stronie urwał się Mateusz Marzec i ładnie podał Dawidowi Czaplińskiemu. Napastnik Odry był blisko bramki i gdyby dobrze trafił w piłkę… Był to jednak sygnał, że to wyrachowanie z jakim łodzianie wystartowali w Opolu, może być w każdej chwili skarcone.

 

Druga połowa znów zaczęła się od naporu ŁKS-u. Ależ ten Pirulo był nieobliczalny. Haluch z najwyższym trudem wypiąstkował jego pięknego rogala z wolnego w minucie 48. Gdyby to zatrzymało się na okienku, zawody mogłyby być już w zasadzie rozpisane.

 

Slajdy z pierwszej odsłony jakby znów zaczęły się nakładać. No, może zwodnicy obu drużyn trochę szybciej biegali za piłką. Zimno się zaczęło robić. Temperatura mogła pójść zdecydowanie bardziej w górę, gdyby będąc 5 metrów przed bramkową linią Marzec trafił do siatki. Najpierw trochę skiksował “Czapla” i nasz pomocnik nie mógł się tego prezentu spodziewać.

 

Co się odwlecze… W 71 minucie na lewej flance zatańczył wprowadzony na zmianę Tomas Mikinić, zagrał do Marca, a ten z półobrotu i lewej nogi, po ziemi doprowadził do wyrównania. Futbolówka jeszcze rykoszetem otarła się o Adama Marciniaka, ale jakie to miało w tej chwili znaczenie? Pobudka dla wszystkich!

 

Rozpoczęło się typowe przeciąganie liny, gdyż wydawało się, że następny gol wskaże zwycięzcę. Zadecydowała jakość wykonania. Przyjezdni w 84 minucie przeprowadzili najładniejszą akcję całego widowiska. Fenomenalna centra Dankowskiego z prawej strony wylądowała na głowie Stipe Jurića i żaden bramkarz świata by tego nie wyciągnął.

 

Już w doliczonym czasie gry doszło do kuriozalnej sytuacji. Haluch opuścił słupki i pobiegł do rzutu rożnego. Nic z tego nie wyszło, piłkę przejął Jurić i zaczął wyścig z wracającym w podskokach opolskim golkiperem. Strzelił i trafił… w słupek.

 

(Pelek)