Odra skończyła serię porażek

Odra skończyła serię porażek

Odra Opole ze Skrą Częstochowa musiała wygrać. Decyzja klubowych władz względem Piotra Plewni była bardzo ryzykowna, ale jednoznaczna – dalej razem ciągniemy ten wózek… solidarnie. No, bo na czym innym opierać optymizm związany z wydostaniem się ze spadkowej strefy Fortuna 1. ligi? 

 

No i zaczęło się jak trzeba. Już na początku, w 180 sekundzie, świetną okazje miał Dawid Czapliński, ale posłał piłkę nad poprzeczką, choć mógł bardziej się postarać. W 12 minucie bardzo doceniany robotą na lewej stronie Maciej Makuszewski, schodząc do środka ładnie zwinął w okienko, lecz robinsonada Jakuba Bursztyna była nie mniej efektowna.

 

Później do gry weszło bolące uzębienie, ponieważ mimo sporych chęci, gospodarze nie mogli nic sensownego wykreować. Drużyna spod Jasnej Góry bardzo szybko opuszczała własną połowę i kilka razy zakotłowało się pod opolską świątynią.

 

Po zmianie stron “Maki” huknął z 15 metra, ale znów niecelnie. Przełomem na otwarcie wyniku przy Oleskiej mogła okazać się sytuacja z 52 minuty. W polu karnym sfaulowany został Filip Kozłowski i choć rzut karny to jeszcze nie gol, to umówmy się, że OKS uratowała analiza VAR i do jedenastki nie doszło.

 

To było najpoważniejsze ostrzeżenie tego wieczora. Spotkanie układać zaczęło się tak, że kto pierwszy trafi, jest w stanie zgarnąć w niedzielę trzy punkty. Na murawie jednak nie było specjalnie ku temu okazji. Goście ewidentnie przyjechali w Opolu nie przegrać, a taki rywal zazwyczaj staje okoniem.

 

W 67 minucie Bursztyn znów zaświecił i wypiąstkował ciekawą próbę Tomasa Mikinića. Niebiesko-czerwoni dociskali rywala jak mogli, ten jednak jakoś zawsze wychodził obronną ręką. Do czasu…  W 84 minucie z rzutu rożnego dośrodkował Maciej Urbańczyk, a świetnie do uderzenia głową złożył się Mateusz Kamiński i trafił do siatki.

 

Radość, ale przede wszystkim uczucie ulgi ogarnęło nie tylko miejski stadion, ale całą ulicę Kusocińskiego, Chabry i pół ZWM-u. Wszystko to wziąć mógł szlag, kiedy w doliczonym już czasie boju, podróż szczupakiem Szymona Szymańskiego minimalnie, ale spełzła na niczym. Głębokie ufff… Po stokroć, a co najmniej po trzykroć, gdyż tyle trwał ciąg “Oderki” bez punktów.

 

(Pelek)