Odra z Tychami, czyli powtórka z rozrywki

Odra z Tychami, czyli powtórka z rozrywki

Nie może być to wielkie widowisko piłkarskie, skoro pierwszy celny strzał na bramkę pada w… 51 minucie. Nie oznacza to wcale, że przy Oleskiej 51 znów nie było emocji. Owszem, były, i znów w samej końcówce. 

 

Łukasz Kędziora pretendował do miana pierwszoplanowej postaci starcia Odry Opole z GKS-em Tychy. Zakontraktowany zimą defensor niebiesko-czerwonych już w 23 minucie postraszył doświadczonego Konrada Jałochę, lecz jego uderzenie minęło światło bramki.

 

Generalnie zawodnicy obu drużyn mieli we wtorek bardzo rozregulowane celowniki. W pierwszej połowie w dobrej sytuacji pomylili się Rafał Niziołek, zaś po stronie gości uczynili to Sebastian Steblecki oraz Oskar Paprzycki.

 

OKS pierwszy celny strzał w światło tyskiej świątyni oddał w 67 minucie i od razu wpadło! Piłkę do siatki z zimną krwią w podbramkowym zamieszaniu wsadził właśnie Kędziora. Niecałe 10 minut po tym gospodarzy osłabił Dawid Czapliński, który za drugą żółta kartkę mógł udać się pod prysznic.

 

Z Opola wywozimy  punkt, choć po sytuacjach stworzonych w drugiej połowie niedosyt pozostaje – relacjonował na Twitterku reporter GKS-u, pewnie te ich ich trzy poprzeczki i słupek.

 

W tym momencie musimy odbyć podróż w czasie i cofnąć się do spotkania w tym samym miejscu z Górnikiem Polkowice, kiedy to ekipa Piotra Plewni przegrała wygrany mecz w doliczonym czasie gry. Tym razem trzy punkty skasował miejscowym, także zakontraktowany w tym roku Daniel Rumin, a na dobrze wyregulowanych zegarkach dochodziła 93 minuta.

 

W sumie oddano pięć celnych strzałów na bramkę, co przy końcowym 1:1 i tak jest niezłym wyczynem skuteczności. Poprzeczka i słupek zawsze pozostaną uderzeniem niecelnym.

 

(Pelek)