Szaleńcze podrygi w Katowicach. Nic to. ZAKSA znów zwycięska
Już w najbliższą niedzielę dojdzie do klasycznego szlagieru w PlusLidze – Jastrzębski Węgiel – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle. Czwartkowy wyjazd mistrzów Polski do Katowic miał być tylko przygrywką do wyczekiwanego już starcia gigantów.
Podopieczni Tomasa Sammelvuo męczyli się ostatnio z niżej notowanymi Czarnymi Radom, więc konfrontacja z GKS-em miała dać odpowiedź, czy była to tylko incydentalna zadyszka. To z czym zderzyli się w pierwszym secie, nijak się nie miało do męczarni z Eneą. To była bitwa!
Dopiero 31 punkt skończył tę młóckę, kiedy zaatakował najlepszy wśród gospodarzy Rafał Jarosz. Te równe jak perfekcyjnie przystrzyżona trawa pierwsze starcie trwało dokładnie 32 minuty. 10 punktów Aleksandra Śliwki, 5 “oczek” wywalczonych blokiem, bezbłędnie zagrywający Marcin Janusz i wszystko poszło jak krew… Ale uspokoimy. To były wszystkie szaleństwa po stronie gospodarzy tego pięknego wieczora. No, może prawie wszystkie.
Okazało się, że miejscowi do seta drugiego podeszli bardziej “wypompowani”. Łomot kędzierzynian 25:14 nie wymagał jakiejkolwiek dysputy. Znów dobrze działał blok, rozegrał się Batłomiej Kluth. Aha, na parkiecie od początku spotkania po dłuższej nieobecności działał już Dawid Smith. Nie było za to Łukasza Kaczmarka.
W trzecim starciu obie ekipy znów wzięły się za łby i na przemian się okładały. Przy 21 punkcie katowiczan trójkolorowi pokazali to, czego wymagać się powinno od utytułowanego rywala. GKS zatrzymali w końcówce Śliwka oraz fenomenalny w czwartek Kluth i zrobiło się 1:2.
Drużyna ze stolicy Górnego Śląska w secie czwartym stawała dzielnie tylko na początku. Od stanu 7:7 kędzierzyńska maszynka mieliła już na swoich powtarzalnych obrotach. Set absolutnie trzymany był w ryzach, głównie dzięki świetnej skuteczności Dmytro Paszyckiego i Wojciecha Żalińskiego.
GKS Katowice – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 1:3 (31:29, 14:25, 21:25, 19:25)
->RAPORT