Z nieba do piekła Gwardii Opole

Z nieba do piekła Gwardii Opole

Gwardia Opole z Argedem KPR Ostrovią Ostrów Wielkopolskie w pierwszej połowie prowadziła już nawet ośmioma bramkami.

 

Mogło być więcej, ale świetnie między słupkami gości spisywał się doświadczony Mikołaj Krekora. Kiedy strony się zmieniły, przewaga “Gangu Kuptela” 15:10 z zejścia na pauzę, zaczęła topnieć w oczach.

 

Ostrowianie odrobili trzy bramki, także dzięki temu, że z rzutu karnego pomylił się Marek Monczka, który trafił w słupek. W 36 minucie zrobiło się 15:13 i w opolskim obozie poleciało kilka słów na “k”.

 

Nic to w zasadzie nie dało, ponieważ dokładnie w 41 minucie w Stegu Arenie wyświetliło 16:17. “Gwardziści” wyglądali na totalnie zahipnotyzowanych, ale i Krekora dalej robił swoje, to znaczy kapitalnie bronił.

 

Beniaminek PGNiG Superligi wykazywał dalej wielką ochotę do walki i w okolicach 50 minuty odskoczył na dwa trafienia! Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe. Opolanie zgasili ten pożar i na 8 minut przed końcem wyrównali stan zawodów na po 20.

 

Trener Ostrovii Maciej Nowakowski wziął czas… Przyjezdni znów odzyskali prowadzenie, a na dodatek karę dwóch minut dostał Andrzej Widomski, co jego podopieczni także skrzętnie wykorzystali. Znów na opolskim parkiecie bili w tarabany.

 

Cztery minuty przed końcowym gwizdkiem sponsorowani przez firmę Arged zawodnicy prowadzili w Opolu 24:21. Kto jeszcze 30 minut temu by o tym pomyślał?

 

Nasi rzucili się na rywala, lecz fenomenalnie zmarnowali trzy wyborne kontrataki. Pomagał jak mógł wracający do bramki Adam Malcher, ale dopaść tych zwariowanych szczypiornistów z Ostrowa już się nie udało.

 

W perspektywie całego spotkania, wynik 22:25 wygląda jak ponury żart.

 

(Foniak)